Do Albertiny wybierałem się już od bardzo dawna – wreszcie w trzecim tygodniu kwietnia 2023 udało się tu dotrzeć wraz z trójką znajomych.
Na poziomie zerowym, restauracja podzielona jest na dwie części. Kolejna sala znajduje się w podpiwniczeniu. Tak jak w zdecydowanej większości restauracji typu fine-dining możecie spodziewać się tutaj białych obrusów oraz cicho grającej muzyki w tle.
Tym co odróżnia to miejsce od innych, jest wyeksponowane homararium z żywymi przedstawicielami owego gatunku wewnątrz.
Na samym początku pojawiło się pieczywo z masłami: śmietankowym oraz koperkowo – pietruszkowym. Chleby wyborne, lecz zbyt twardemu masłu brakowało tej perfekcyjnej kremowości.
Amouse – bouche reprezentowało ciekawe chutney z truskawek i jabłka z dodatkiem chili i gorczycy, kwaśną śmietaną oraz bazyliową oliwą.
Pierwszym starterem był gotowany około piętnaście minut w niskiej temperaturze, nieprzeciągnięty i ultradelikatny Dorsz Skrei®. Zawinięty w nori spoczywał na sosie na bazie maślanki z ikrą z łososia i szczypiorkiem. Obok szczypta kawioru z jesiotra.
Tuż po nim pojawił się odświeżający dziki brokuł grillowany z pastą z fermentowanej papryki z bazyliowym majonezem, orzechami ziemnymi oraz miksem świeżych ziół.
Szaszłyk z trybowanego kurzęcego skrzydełka oraz muli z glejzem z sosu sojowego, ziaren kolendry i miodu trochę nas zaskoczył. Połączenie drobiu z owocami morza to odważne posunięcie. Na boku niesamowicie kremowe, niewątpliwie najlepsze jakie do tej pory jadłem w życiu puree z selera. Powyższe zanurzone w bulionie na bazie kurczaka oraz pasty miso.
Raviolo fajnie wyglądało – i to będzie na tyle. Ulepione z dwóch rodzajów niestety bardzo twardego ciasta: barwionego sepią oraz z dodatkiem szafranu. W środku niemrawy farsz z homara oraz kompletnie niewyczuwalnej czarnej kurki, na wierzchu puder z pomidorów. Niezły sos na bazie czerwonego pieprzu.
W ramach intemezzo zimna, kwaśna i orzeźwiająca granita z derenia oraz pomelo.
Po chwili odpoczynku pojawiło się pierwsze z dań głównych. Przeciągnięty… i suchawy Halibut Sterling z pachnącym zupą ogórkową fantastycznym sosem na bazie zsiadłego mleka i oliwy koperkowej. Na rybie prażony amarantus, a przy niej pieczona skorzonera inaczej zwana wężymordem.
Danie drugie – grillowany kotlecik jagnięcy z włoską kapustą, wewnątrz której ukryto mus z białej fasoli. Na górze żel z buraka oraz drugi z czosnku. Sos to wywar z kości jagnięcych oraz warzyw i czerwonego wina z wyczuwalnym tymiankiem oraz oliwą koperkową.
Danie interesujące, jednak szkoda że kotlet u każdego z nas wysmażony był inaczej. Ja miałem medium, ktoś rare, a trzecia osoba well done. Zwróciliśmy na owy fakt uwagę obsłudze, lecz nie dowiedzieliśmy się jaki był pierwotny zamysł.
Na deser słodziutkie karmelizowane jabłko z syropem klonowym, miłe dla podniebienia lody z syropu z czarnego bzu oraz ciasto ptysiowe w formie czipsa z cukrem pudrem.
W ramach petit fours otrzymaliśmy dwie praliny z musami: mango – jogurt oraz truskawka plus waniliowy marshmallow. Dwie pierwsze super, ale domowa pianka kompletnie nam nie podeszła.
Czy była to najlepsza kolacja typu fine dining w Krakowie? W naszym odczuciu nie. Sosy i musy są tutaj rewelacyjne, jednak przeciągnięta ryba albo twarde i kompletnie bezsmakowe pierożkowe ciasto nie powinno się pojawić. Menu degustacyjne zmienia się sezonowo, więc spore szanse, że w kolejnym nie będzie już takich potknięć.
Innym tematem jest nie do końca satysfakcjonujący serwis. W trakcie kolacji kelner jasno opisywał co dostawaliśmy na talerzach, ale podanie jednego z dań w trakcie kiedy inna osoba była w toalecie uznaję za bardzo duży nietakt i nie pamiętam żeby w innym miejscu tej klasy miała miejsce podobna sytuacja.
Przed rozpoczęciem kolacji, po wejściu do lokalu, owszem odebrano ode mnie kurtkę i powieszono ją na wieszaku tuż przy wejściu, niestety po zakończonej degustacji obsługująca nas osoba raptem wskazała ręką skąd mamy zabrać nasze odzienia. W tak drogiej i eleganckiej restauracji, owo zachowanie wydało się nam mało eleganckie…
Wraz z obowiązkowym napiwkiem, butelką wody 0,75 (27 PLN!) oraz białym włoskim winem z regionu Piemontu Langhe Arneis 2019 Cordero di Montezemolo (240 PLN) rachunek zamknął się kwotą 1617 PLN. Pozostawiam Waszej ocenie czy w takim miejscu jest to dużo czy mało. Ja prędzej czy później wrócę tu na homara, ale po tej wizycie będzie to raczej później…
- www / fb
- śniadania: brak
- oferta lunchowa: brak
- parking: publiczny płatny poza Rynkiem
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: brak
- miejsce przyjazne zwierzakom: ?
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
*** BRAK OCEN PRZEZ WZGLĄD NA DOTYCHCZAS TYLKO JEDNĄ WIZYTĘ ***
lokal / wystrój
wielkość porcji
smak
obsługa
cena / jakość
OCENA KOŃCOWA: (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
Dodaj komentarz