Niebo w gębie nie przestaje zaskakiwać. W połowie maja 2021 wprowadzili do swojej oferty hot – dogi i nie ukrywam iż jest to dla mnie super wiadomość albowiem w Krakowie jest z tym asortymentem duży problem. W sumie oprócz moich najulubieńszych The Dog nie znam jakichkolwiek innych godnych uwagi, a Wy?
Wracając do niebowych „dożków” kilka dni temu w ramach prezentu otrzymałem je na testy i popędziłem nad Wisłę skonsumować wraz z przyjaciółmi.

Obie bestie charakteryzują się neutralną pod kątem słodkości, pszenną, około 30 centymetrową posypaną sezamem i czarnuszką bułką, która tuż przed podaniem siedzi dosłownie chwilkę w piekarniku. Czas jest na tyle krótki, że nie zdąży się zbyt mocno utwardzić i tym samym nie rani podniebienia, lecz jednocześnie na tyle długi, że na całej długości jest ciepła. Solidna i jednocześnie „łatwogryzalna” bez zbędnych ruchów żuwaczką.
Główne skrzypce gra wieprzowo – wołowa drobno mielona kiełbaska z Podstolic. Nie chrupiąca, acz miękka – raczej z tych chudych aniżeli tłustych, pozbawiona jakichkolwiek twardych kawałków czy chrząstek. Perfekcyjnie doprawiona z nutką orientu podsycanego przez dodawaną na etapie produkcji pastę Toban Djan (chili, sfermentowana soja i pasta z drobiu). Moim skromnym zdaniem w smaku cudo.
- chudy hawajczyk (21 PLN) to koleżka ze słodką nutą, którą zawdzięcza sosowi BBQ z karmelizowaną cebulką, bekonem i Jack Danielsem. Oprócz niego poczujecie również domowe: tysiąca wysp oraz autorskie Hawajskie Aioli. Bez warzyw by się w dogu nie obeszło – tutaj reprezentuje je sałatka z pomidora malinowego, cebulki i ogórka. Całości domyka sałata lodowa oraz prześwietna przyrządzana na miejscu prażona cebulka.



- chudy polinezyjczyk (21 PLN) zaatakuje Was truflowym majonezem oraz sałatką polinezyjską z imbirem i papają – słodkim owocem podobnym w smaku do mango lub melona. W każdym gryzie poczujecie również miłe chrupanie – to sprawka chrustu z batata.



Jeśli ktoś by mnie zapytał, który lepszy to od razu mówię, że nie znam odpowiedzi. Obydwa są świetne i sporo się od siebie różniące.
Najlepiej idźcie w kilka osób i celem wyrobienia własnej opinii po prostu się nimi podzielcie. Te buły są super opcją nad Wisłę – wystarczy poprosić, a dostaniecie je porządnie zapakowane i spokojnie doniesiecie je na bulwarową ławkę czy murek.
Kiedy jednak jesteście już tak bardzo głodni, że kiszki grają Wam marsza, zaintonujcie że chcecie doga konsumować już! teraz! natychmiast! Wówczas dostaniecie go w papierze wprost do ręki.
Idźcie spróbujcie i dajcie znać co myślicie. Ja jestem na tak.
Jeśli chodzi o bowle to moimi faworytami w Krakowie są Parkowa Kraków Food & Chill Out. Kiedyś jadłem również świetne chirashi w Youmiko Sushi lecz to nie zdążyło się załapać na zdjęcie. Po trzeciej próbie do podium dołączyło opisywane w tej recenzji Niebo, które pod kątem miskowej oferty stawiam teraz na równi z przytoczonym wcześniej gastropunktem w Parku Bednarskiego.
W marcu 2021 rodzinka zapragnęła spróbować kolorowych misek z cudownie urządzonej na wzór hawajskiej kantyny restauracji.
Michy oferowane są w dwóch rozmiarach: standardowym i na mały głód. Wykonałem telefon i zamówiłem pięć różnych sztuk w normalnym rozmiarze. Pół godziny później zameldowałem się po odbiór, a w ramach gratisu dostałem klasyczny sernik.





Ceny regularnych bowli startują od 29, a finiszują na 39 złotych. Ich dokładny skład znajdziecie tutaj.
W swojej misce doceniłem zapytanie o poziom wysmażenia wołowej polędwicy (39 PLN) i tym samym wykonanie jej pod życzenie na medium / rare. Fajnymi dodatkami okazały się a’la ramenowe jajko nitago oraz jadalny storczyk.
Panierowany kurczak KFC (29 PLN) oraz japońskie kuleczki drobiowe (31 PLN) również zdobyły uznanie. Sześć krewetek w tempurze (33 PLN) nie epatowało olejem i zaskarbiło sympatię taty który „robaki” ocenił bardzo pozytywnie. Szwagier nie polubił się z marynowanym łososiem, ale ja wręcz przeciwnie – do ryby w „niebowym” wykonaniu zapałałem ciepłym uczuciem.
Jeśli chcecie poczytać więcej o polinezyjskich przysmakach, poniżej znajdziecie dwie recki z kilku miesięcy wcześniej.
W styczniu 2021 dostaliśmy do degustacji cztery pozycje z tak zwanego setu polinezyjskiego.
- ucztę rozpoczął poke z marynowaną w sosie sojowym, chili, melasie, imbirze i skórce pomarańczy miękką polędwiczką wieprzową (29 PLN) z prażonymi orzechami i lepkim i krótkoziarnistym ryżem Japonica. Kolor tej michy tworzyło świeże mango, słodkie goma wakame, awokado, marynowana japońska rzodkiew takuan, edamame (którym przydałoby się odrobinę soli), czerwona cebulka oraz ziarna białego i czarnego sezamu. Od samego początku zasmakowała mi krucha i miękka wieprzowina, a zestawienie tych pełnych letniej barwy warzyw i owoców to w taką paskudną, smogową zimę miód na mój żołądek.


- polinezyjskie Chirashi (44 PLN) z małżami św. Jakuba, krewetkami w tempurze, tatarem z łososia oraz wspomnianym wcześniej ryżem Japonica pobiło opisane kilka akapitów niżej Chirashi hawajskie. W tekturowej eko misie swój piękny kolor uwydatniało mango, goma wakame, awokado, edamame, świeża czerwona cebulka i marynowana rzodkiew. Swoją słodycz miska zawdzięcza między innymi intensywnemu sosowi teriyaki. Po wymieszaniu wszystkich składników z ukrytym w plastikowym pojemniczku miętowo – kolendrowym sosem ową specjalność zjadłem z dużą satysfakcją.


- Salomon tower (33 PLN) czyli tatar z łososia to coś jakby torcik sushi 😉 Ten w „niebowym” wydaniu wywołał uśmiech, gdyż nie było to przygotowane na odwal mięcho, ale smakołyk składający się z kilku warstw. I tak oprócz ryby, japońskiego ryżu, kolendry której listek od razu wyrzuciłem do kosza doszukałem się mango, awokado, glonów wakame, dwóch rodzajów rzodkwi i sezamu oraz majonezowego sosu z dodatkiem odrobinę pikantnej koreańskiej pasty gochyuang. Nie doszukałem się wymienionego w składzie chrustu z batata, a owoce granatu biły po zębach zbytnią twardością. Mimo drobnych niedociągnięć, moim zdaniem niełatwo w Krakowie znaleźć lepszy tatar z tego morskiego drapieżnika.


- jak ciast prawie nie jem, tak hawajski sernik pistacjowy (19 PLN) z opalaną, super słodką włoską bezą, kremową pistacjową masą, wyczuwalną śmietaną i czekoladą oraz miejscami miękkim, a miejscami kruchym orzechowo – ciasteczkowym spodem rozkochał moje podniebienie. No i te pistacje! Miłość!

Na koniec zostawiłem najlepsze. Ten zestaw gdyby go liczyć sztuka po sztuce kosztowałby 125 złotych, jednak teraz jest w promce za stówkę bez złotówki! Zarówno bowl jak i chirashi są porcjami ogromnymi, więc spokojnie do zjedzenia na dwa obiady. Uważam, że w tej cenie zestaw jest HITem – zarówno smakowym jak i ilościowym 🙂
A jeśli chcecie poczytać coś więcej o ichniejszej kuchni to zapraszam do recenzji z wakacji 2020 poniżej.
Kiedy z każdego foodiesowego instagramowego konta dosłownie wylewały się zdjęcia prezentujące foodporn najwyższych lotów w postaci hot doga z ośmiornicą, wiedziałem że to tylko kwestia czasu jak i my weźmiemy to miejsce pod lupę.
Jak to zwykle u nas z nowymi miejscami bywa, odczekaliśmy chwilę i pierwszy raz do tego super zielonego miejsca zawitaliśmy końcem sierpnia 2020.
Po błyskawicznym zapoznaniu się z kartą i opisami poszczególnych pozycji, wyczuliśmy że trafiliśmy do bardzo komfortowego i super luźnego, nieskrępowanego żadnymi sztywnymi regułami miejsca.
Zdecydowaliśmy się na dwie pozycje, drina i deser do podziału. Minutę po złożeniu zamówienia dostałem taką oto prześliczną surfingową dechę ze spoczywającymi na niej pałeczkami. Może to szczegół, ale przyznacie że cieszy oko.

Beach Please (26 PLN), mimo że słodki jak wiadro miodu, o dziwo trafił w moje gusta. Nie będę jednak ściemniał – wyglądem mi nie spasował – cóż tu prawić, babski taki!

Mimo pełnego obłożenia lokalu, jedzeniem napawaliśmy się już po piętnastu minutach od zamówienia.
Hawajskie Chirashi to najdroższa pozycja z karty. Wyceniona na 37 złotych micha łączy w sobie składniki mięsne, rybne i wegańskie. Mielone kotleciki drobiowe z sowitą dawką gałki muszkatułowej oraz sosu teriyaki i sezamu, świetny łosoś i wszelakie warzywa. Na zdecydowaną uwagę zasługują UWAGA marynowane i pieczone (albo na odwrót) pokrojone w kostkę niebiańskie kawałki arbuza (wizualnie przypominające surowego tuńczyka). Po zniszczeniu wizualnej otoczki i wymieszaniu składowych z mango – majonezowo – limonkowo – kolendorwym sosem jadłem jakby jutra miało nie być!
To jedna z najlepszych misek jakie dane mi było konsumować w grodzie kraka.

K. jako niepoprawna fanka krewetek w każdej postaci (oby tylko bez głów) karmiła się shrimpami w chrupiącej panierce (34 PLN). Dobre, ale sześć sztuk z morelowo – limonkowym sosem za 34 złote nie jest interesem życia.

Przez relatywnie małe porcje, nasze podniebienia uraczyliśmy dodatkowo hawajskim sernikiem z białej czekolady (19 PLN) na miękkim herbatnikowo – orzechowym spodzie w akompaniamencie łamiącego ogólną słodycz morelowo – brzoskwiniowo – limonkowego sosu.
Na bank wrócimy do tego kolorowego miejsca celem spróbowania kolejnych dań i drinków (tym razem bardziej męskich).

- www: https://www.facebook.com/niebokrakow/
- śniadania: brak
- oferta lunchowa: brak
- parking: publiczny płatny przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: kilka stolików przy ulicy Krakowskiej
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4,5
wielkość porcji 3,5
smak 4
obsługa 3,5
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 3,9 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
Te krewetki i sernik wyglądają kusząco 🙂 Chętnie wybiorę się tam przy najbliższej okazji.
PolubieniePolubienie
bardzo wakacyjne miejsce! jesienią listopadową pewnie miło będzie tam wpaść:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba