Pino w Krakowie znajdziemy już w czterech lokalizacjach. Startowali w Rynku gdzie pierwszą była i wciąż jest Pino, później otwarto rodzinną restaurację tuż przy Błoniach – Pino Garden. W 2021-szym ruszyły dwie kolejne restauracje: barka Pino River przy Bulwarze Wołyńskim (tuż przy Forum), oraz Pino Italia w kompleksie Fabryczna 13.
Dania we wszystkich lokalach są do siebie bardzo zbliżone. Przystawki, mięsne i rybne dania główne, makarony, burgery, pizze i desery. W ofercie są też piwa, wina i koktajle. Odnośniki to poszczególnych kart znajdziecie na restauracyjnych fejsbukach (każda restauracja ma własny profil na FB i IG)
Restauracje urządzone są w industrialnym nurcie i zdecydowanie należą do przestronnych.
PINO ITALIA
W listopadzie 2022 przybyliśmy do Pino Italia grupą 50-osobową. Tak dobrze czytacie – pięćdziesiąt głodnych i spragnionych osób prosto po pracy.
Mimo rezerwacji na tak dużą ilość potencjalnie głodnych mordeczek, nie musieliśmy się wcześniej decydować na konkretne pozycje które będziemy spożywali. Znacie drugie takie miejsce, które może sobie na coś takiego pozwolić?
Zamawialiśmy a’la carte, a pozycje pojawiały się relatywnie szybko – w odstępach maksymalnie kilkuminutowych. Przypomnę kolejny raz – osób pięćdziesiąt!
Tatar z polędwicy wołowej (45 PLN) z suszonymi pomidorami, czerwoną cebulą, piklowanymi ogórkami, musem z żółtka i chipsem z chleba smakował bardzo w porządku.
Idealnie doprawiony, świeży i nieprzekombinowany.

Polędwiczka wieprzowa sous vide (58 PLN) jak na wielogodzinne pieczenie była odrobinę sucha, ale i tak nie zamierzam się czepiać. Dawno nie jadłem tak dobrych ravioli z pieczonymi ziemniakami i twarogiem.
Sałatka z buraka i gruszki wraz z chrzanowym dipem również smaczne.

Opisane powyżej oraz dania ze zdjęć w następnym to raptem wycinek wszystkiego co pojawiło się na naszym długim jak u Putina stole.





Ową kolacją, Pino odczarowało moje o tym miejscu negatywne nastawienie, które zakodowałem po pierwszej tutaj wizycie. Tym razem bez cienia wątpliwości obsługa i kucharze stanęli na wysokości zadania.
W przerwie obiadowej, w drugi dzień działalności kompleksu Fabryczna 13 (połowa października 2021) wpadliśmy do znajdującej się tam Pino Italia.



Kartę dostaliśmy natychmiast, a z niej zamówiliśmy cztery pozycje. Szkoda, że w porze obiadowej nie ma lanczowej wkładki, bo jak się okazało, aby zjeść posiłek składający się z dwóch dań należy liczyć się z godzinnym pobytem w restauracji. Na zupę i przystawkę przyszło nam czekać około 20 minut, dania główne pojawiły się już szybciej, bo po 10 minutach od zabrania talerzy po starterach.
Zupa rybna z solonym dorszem (28 PLN) dosłownie kipiała kruszcem, który niegdyś był na wagę złota. Owszem w menu widnieje jak byk z solonym dorszem, ale stężenie soli w kawałkach ryby było piorunujące. Po zapytaniu o ten fakt kelnera, usłyszeliśmy iż tak właśnie powinno być. Hmm takiej ilości soli nie czuliśmy nigdy – słoność ryby przeszła na pomidorową polewkę i stała się jej głównym smakowym nurtem.

Niestety, owego dnia P prześladował solny pech. Spaghetti alla carbonara (31 PLN) również była okrutnie słona. Nie za winą ugotowanego al-dente makaronu, lecz jajecznego sosu i oryginalnego guanciale. Daniu nie pomógł ani wyczuwalny pieprz, ani pecorino czy natka pietruszki – sól bezlitośnie szczypała po zębach…

Moje dania smakowały lepiej. Arancini z mozzarellą i pieczarkami (26 PLN) pod świeżą panierką skrywały kleisty ryż. Chrupiące kuleczki z sosem gorgonzola i plamkami pesto komponowały się wręcz wyśmienicie.

W ramach dania głównego również skusiłem się na potrawę z głębokiego smażenia. Cannelloni fritti (32 PLN) to makaronowe rurki w orzechowej panierce wypełnione jarmużem i ricottą. Dwa wege krokiety spoczywały na dyniowo – pomidorowym musie, a całość osładzały kremowe plamki na bazie czerwonej kapusty i balsamico.

Wnętrza są super – eleganckie, odrobinę loftowe z cegłą i drewnianymi krzesłami oraz małymi smaczkami jak biurowe lampki na stołach – widać, że włożono w nie dużo pracy, obsługa również się stara.
PINO GARDEN
W sobotnie popołudnie (październik 2021) po około sześciokilometrowym spacerze w rejonach Wisły, Błoń i Wawelu wybraliśmy się do Pino Garden. Mieliśmy wcześniejszą rezerwację, więc spory ośmioosobowy stolik już na nas czekał. Bez niej, trafienie spotu dla większej ilości osób byłoby niemożliwe.
Restauracja była bardzo okupowana to fakt, ale nie jest to usprawiedliwieniem godzinnego! oczekiwania na dania główne. Tylko zupa przyszła po piętnastu minutach – cała reszta trzy kwadranse później. W międzyczasie nikt nas nie informował o żadnych opóźnieniach. W Pino nie serwuje się również żadnych amouse bouche lub „czekadełek, więc oczekiwanie przerodziło się pod koniec w lekkie rozgoryczenie. Jak pójdziecie większą grupą w godzinach szczytu, uzbrojcie się w cierpliwość.
Zupa tajska z krewetkami, warzywami julienne, mlekiem kokosowym, chili i kolendrą (28 PLN) droga i z tylko dwoma bezkręgowcami. Oceniona jako średnia w smaku, mała i ogólnie nie do powtórzenia.

Makaron z polędwicą wołową ( 42 PLN), marchewką, cykorią, pestkami dyni, sosem sojowym, dymką, sokiem z limonki oraz chili posypany tartym Grana Padano konsumenci okrzyknęli rewelacyjnym zarówno przez doskonałe mięso jak i świetnie się ze sobą łączące dodatki.

Pieczona polędwiczka z dorsza (53 PLN) na śmietanowym sosie z zielonym groszkiem i blanszowanym szpinakiem z kremem z czerwonej kapusty satysfakcjonująca i taka po prostu bezpieczna. Standardowo zestaw zawiera gotowane ziemniaki jednak w naszym wypadku kuchnia zgodziła się na zamiankę ich na frytki – nie słabe, ale też i nie rewelacyjne – ot poprawne patyczaki.

Filet z halibuta (57 PLN) spoczywał na ziemniaczanym musie z karmelizowaną cebulą o teksturze budyniu. W ramach dodatku zaproponowano sycylijską caponatę z pietruszką i ziołową oliwą. Flądrowata miała chrupiącą skórkę i bardzo chude, acz nie suche mięso. Danie dobre, ale o najedzeniu się taką jedną pozycją nie mogło być mowy, no chyba, że ktoś wpadnie na tak zwanym małym głodzie.

Sałatka z marynowanym serem feta (25 PLN), tagliatelle z zielonych warzyw, koktajlowymi pomidorkami, prażonym sezamem i czerwoną cebulą oceniona jako poprawna i smakowita. Całość zwieńczona dressingiem z orientalną nutą i podana z dwoma kromkami bagietki.

Pizza Piccante (35 PLN) zniknęła bardzo szybko. K. zarówno i cieście jak i składnika wypowiedział się bardzo pochlebnie i tylko w samych superlatywach.

Obiad zaliczyliśmy do udanych, ale o tak przeraźliwie długim czasie oczekiwania szybko nie zapomnimy. Restauracja zdobywa natomiast duży plus za przestrzeń i otwartość na rodziny z dziećmi oraz osoby ze zwierzakami.
- www: https://restauracjapino.pl/
- śniadania: brak
- oferta lunchowa: brak
- parking: żadna restauracja nie dysponuje prywatnym parkingiem, chociaż przy Pino Garden jest parking ale wjeżdzanie na niego przez ścieżkę pieszo – rowerową jest średnio legalne
- kącik dla dzieci: Pino Rynek – nie; Pino Garden – tak, Pino River – nie; Pino Italia – ?
- ogródek / taras: Pino Rynek – nie, Pino Garden – tak, Pino River – taras na górze oraz po bokach i na tyłach barki; Pino Italia – tak są dostępne stoliki na zewnątrz
- miejsce przyjazne zwierzakom: Pino Garden – można do ogródka ze zwierzami; Pino Italia – można ze zwierzakami do środka; nie wiem jak w innych lokalizacjach
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3
smak 3-
obsługa / serwis 3 (godzinny czas oczekiwania na dania w Pino Garden to przesada, ale rozumiem, że to jednorazowa akcja w godzinach szczytu)
cena / jakość 3
OCENA KOŃCOWA: 3,2 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
RECENZJE SPRZED PONAD TRZECH LAT:
.
PINO [Stare Miasto]
W sobotnie popołudnie, w trakcie majówki 2016 wybraliśmy się sporą ekipą do Pino. Osób było wiele, dzięki temu spróbowaliśmy szerokiego wachlarza potraw.
Przed opisem jedzenia dwa zdania o lokalu. Dużo przestrzeni na dwóch piętrach, mnóstwo stolików i sporo światła. Jak dobrze usiądziemy, możemy obserwować pracę kucharzy i serce jakie wkładają w wykończenie potraw przed podaniem ich klientom. Mimo otwartej kuchni nie dochodzą do nas prawie żadne niechciane zapachy.

Menu to większa, jednostronicowa karta z daniami i napojami plus sezonowa wkładka – wszystko jest zgrabnie ułożone i czytelne – tak jak lubię.
Na pierwszy ogień oprócz napitków poszły startery:
- bulion rybny z młodymi warzywami i filetem z pstrąga – 16PLN – nie lubię takich warzywnych zupek o bardzo delikatnym smaku, rybna wkładka nie ratowała sytuacji – cena przesadzona jak na taką polewkę, nic specjalnego;

- śledź bałtycki – 17 PLN – podany z jajkiem w koszulce oraz z sałatką z pikli – wyrazisty w smaku dzięki marynowaniu w oleju lnianym – bardzo dobry;

- tatar wołowy – 26 PLN – podany na pajdzie chleba, uprzednio zmieszany z jajkiem, na desce takie dodatki jak: cebulka, suszone pomidory, kapary oraz kurki. Dodatkowo w słoiczku mix sałat. Mięso smaczne i świeże. Do pełni szczęścia przydałaby się dodatkowa kromka pieczywa;

- podane z warzywami z patelni, karczochem oraz śmietaną placuszki z ricotty – 17 PLN. Bardzo delikatne w smaku, mało wyraziste – ale w sumie taka właśnie jest ricotta;
Po zaspokojeniu pierwszego głodu przyszedł czas na dania główne (i desery).
- kaczka sous vide 42 PLN
czym jest sous vide? – metoda próżniowego gotowania w szczelnie zamkniętych plastikowych workach/torebkach , temperatura i czas obróbki cieplnej dobierane są w zależności od rodzaju mięsa. Celem jest zachowanie oryginalnego smaku i mikro/makroelementów potrawy
Podano ją w towarzystwie musu z batatów oraz quiche ziemniaczanego z ziołami. Pierś bardzo łatwo się kroiła i była delikatna, tłuszczyk na jej górnej warstwie intensyfikował doznania. Bataty i ziemniaki moim i T. zdaniem trochę się ze sobą gryzły;


- mule w sosie pomidorowym (31 PLN) z jakiegoś powodu zostały posypane parmezanem – mimo jego intensywności były smaczne, a porcja na tyle duża, że J. po wcześniejszym tatarze nie dał jej rady;


- żeberka w sosie miodowo-pomidorowym (35 PLN) towarzyszyły opiekane ziemniaki oraz słoiczek sałat. Zarówno K. jak i B. ocenili je całkiem pozytywnie. Dane mi było ich spróbować i uważam, że mięso powinno lepiej odchodzić od kostki – tutaj było sporo zabawy z obgryzaniem;

- tagliatelle ragout z piersi kaczki – 27 PLN. Potrawa smakowała jak dobre spaghetti po bolońsku, mało kto wyczuł tam kaczuchę;

- penne carbonara – 22 PLN. M. siedział daleko ode mnie, kciukiem do góry wskazał na poprawność makaronu. Zaznaczył przy tym jednak, że robi lepszy;
- papardelle porcini – 25 PLN – poprawny niezamulający makaron z borowikami oraz wystarczającą ilością sosu z białego wina i masła;

- ciasto z rabarbaru – K. zamówiłaby jeszcze raz, F. wręcz przeciwnie, prawdopodobnie dlatego, że nie było słodkie tylko kwaśne.
Finalnie za 10 osób rachunek wynosił 550 złotych. Zdecydowana większość z nas zamówiła po dwa dania, wszyscy piwka albo napoje. Ceny nie należą do wygórowanych biorąc pod uwagę lokalizację w samym sercu Krakowa.
Do obsługi nie mam większych zastrzeżeń, troszkę długo czekaliśmy za pierwszym razem na napoje. Nie było żadnych wpadek i pomyłek, ale też nie było pytań o satysfakcję podczas ani po zakończeniu jedzenia.
To co dobrze zapamiętałem to sposób podania potraw – estetyka serwowania dań na wysokim poziomie z dbałością o detale.
Dobre miejsce zarówno na prywatne jak i firmowe spotkania. Przy zamówieniu pierwszego i drugiego dania na pewno się najemy. Możliwe, że kiedyś jeszcze zawitam.