Legenda głosi że w XIV wieku w kamienicy na Rynku Głównym, kupiec Wierzynek zorganizował najsłynniejszą w dziejach Polski ucztę – zaślubiny wnuczki króla Kazimierza Wielkiego z cesarzem Karolem IV Luksemburczykiem. Na tę historyczną biesiadę przybyli wielcy możni średniowiecznego świata – nie dość że jedli i pili do syta to na wynos dostali złotą i srebrną zastawę stołową – czemu teraz nie dają porcelany do domu ? 😉
O tych i innych wydarzeniach sprzed kilkuset lat przypomina wystrój Wierzynka. Wyjątkowość tego miejsca dostrzeżecie od momentu przejścia przez drzwi główne.
Nawet droga do toalety, jak i same sanitariaty są iście królewskie.
Wnętrza bardzo, ale to bardzo nas zaintrygowały. Jeśli chcecie zobaczyć te kurdybany, złocenia, arcydzieła, zegary oraz doskonałą rycinę przedstawiającą nowoczesną interpretację legendarnej uczty u Wierzynka narysowaną przez malarza i grafika Rafała Olbińskiego kliknijcie tutaj. Naprawdę warto!
Wierzynek odwiedziliśmy w ramach festiwalu Fine Dining Week (taka wersja premium popularnego Restaurant Week) w lutym 2020.
Jakie są zasady Fine Dining Week?
W cenie 129 złotych od osoby spróbujecie pięciu dań. Czasem skomponowanych tylko pod festiwal, czasem takich które goszczą na stałe w menu. W tygodniu do godziny 16-tej dostaniecie kieliszek Martini gratis, wieczorami i weekend musicie za niego zapłacić. Wszystkie napoje, łącznie z wodą (w Wierzynku 0.7l to koszt 15 złotych) dodawane są do Waszego rachunku oddzielnie, ale to chyba nie powinno nikogo dziwić.
Tyle słowem wstępu, czas przejść do jedzenia.
Festiwalowe menu prezentowało się następująco. Ukłony dla szefa kuchni, bo postarał się również o coś dla wegan.
Po piętnastu minutach od zajęcia miejsc podano chleb z masłem. Nie ukrywam, że przeżyliśmy lekki zawód. Oczekiwaliśmy domowego pieczywa, a dostaliśmy owszem świeży, ale smakujący jak sklepowy, pszenny chleb z najzwyklejszym na świecie uformowanym w gwiazdkę masłem.
Solony śledź z Sherry, wiśniami, burakiem i jabłkiem z tym prostym pieczywem może i tworzył dobrą drużynę, ale w piłkarskich rozgrywkach taki zespół mógłby grać raptem w drugiej lidze.
W carpaccio z buraka z nietypowym twarożkiem ze słonecznika, rozmarynem i cytrynową „nutką” spodobał mi się lekki opór jaki wykazywały plastry tej bordowej rośliny. Nie były rozmiękczone, acz sprężyste. Z minimalnie gorzkawym serkiem komponowały się celująco.
Po kolejnych dziesięciu minutach dostaliśmy foie gras na niesłodkim sękaczu z kaczym demi glace w formie kawałka „smalcu” oraz w otoczeniu porzeczki i owoców leśnych. W tym wypadku wstrzymam się od komentarza, gdyż jestem przeciwnikiem tego francuskiego specjału. Przez wzgląd na niehumanitarne tuczenie kaczek w celu pozyskania u nich powiększonej wątroby, nie popieram produkcji pasztetu strasburskiego. Nie będę się nawet starał doceniać kunsztu tego wyrobu.
Opcję wegańską jak najbardziej Wam przybliżę. Wilgotny pasztet z zielonej soczewicy, plastry wędzonej gruszki, kilka grzybków i lubczykowy majonez sprawiły, że po raz pierwszy na tej kolacji poczułem fine dining.
Po dwóch zimnych daniach przyszedł czas na coś ciepłego. Zupa rakowa kojarzy mi się z kuchnią kresową. W talerzu znajdował się suszony skorupiak, żółtko sous-vide (nie dopatrzyłem się go – być może się rozpuściło), paski fenkuła oraz oliwa i koper. Krem był wyrazisty i lekko gorzkawy. Niezły, ale moje serce skradła polewka wegańska…
Kukurydziany chowder z warzywami, koprem i malinami powalił na kolana. Słodki, kremowy, pachnący i bardzo odżywczy. Świetny.
Po wszystkich „głaskaczach” żołądka nadszedł czas na meritum. Danie dla którego wybrałem Wierzynek. Danie które w menu stoi za 158 złotych! Co prawda zamiast jelenia, w karcie widnieje sarna, ale w dalszym ciągu to zwierzyna łowna.
Nie pamiętam abym kiedykolwiek jadł jelenia. Dziczyna jest na ogół niskokaloryczna, jednak dwa kawałki mojego ssaka znajdowały się po drugiej stronie barykady. Comber owszem komponował się rewelacyjnie z sosem z jeżyny oraz puree z topinanburu, kawałkami bobu, kurkami i pietruszką, miał ładną strukturę, ale być może przez to że owinięto go w błonę (otrzewnę wieprzową?) nie do końa mi podszedł w smaku. Był zbyt agresywny i taki jakby „śliski”. 75% ekipy spuentowała, że to nie ich bajka. Tyko P. stwierdził, że ten talerz smakował mu bardziej od wegańskiej pozycji z menu B.
Owinięta papierem ryżowym kiełbasa z jałowca z dodatkiem duszonych ziemniaków, jarmużem, marchewką, jabłkiem i majerankiem skradła serce nie tylko moje, ale również dziewczyn. Kunszt w pełnym tego słowa znaczeniu. Modelowy wegański talerz – nie wyglądał, ale pieścił kubki smakowe z kretesem.
Piernik z miodem gryczanym, śliwkowym parafait i śliwowicą nieprzekombinowany i bardzo poprawny, ale nie wywarł na nas takiego wrażenia jak …
… mokre, fasolowe brownie z owocymi leśnymi oraz egzotycznym słodko – kwaśno – gorzkawym owocem mechunki znanym również pod nazwą wiśni peruwiańskiej. Jakbym nie wiedział, że to wegańska opcja, to sam bym chyba tego nie rozszyfrował.
Nie sposób nie wspomnieć o profesjonalnym, szarmanckim, uprzejmym i bardzo wyedukowanym męskim serwisie – panowie podawali wszystkie talerze w białych rękawiczkach i przy okazji opowiadali co się nań znajduje.
Ta kolacja potwierdziła, że warto od czasu do czasu spróbować czegoś nowego – ekskluzywnego i wyjątkowego.
Bez cienia wątpliwości kolację wygrało menu wegańskie i to za nie należą się ukłony kucharzom. Czy przeżyłem jedno z najlepszych kulinarnych wyjść w moim życiu? Nie. Czy wrócę po więcej? Całkiem możliwe.
Na oceny jest za wcześnie. Wystawię je po kolejnych odwiedzinach.
- www: http://wierzynek.pl
- śniadania: niedostępne
- lunche: codziennie 12-16: trzydaniowy lunch degustacyjny w cenie 85 złotych
- parking: publiczny, płatny pon-sb poza Rynkiem
- kącik dla dzieci: nie zauważyłem
- ogródek / taras: nie zauważyłem, być może w lecie na płycie głównej Rynku?
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
KATEGORIA: FINE – DINING
lokal / wystrój
wielkość porcji
smak
obsługa
cena / jakość
SUMA (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
To nie jest przerost tluszczowy (gdzie w combrze?…) tylko otrzewna wieprzowa, którą owija się często mięso, żeby zachowało soczystość. Przy okazji przenosi masę wieprzowego smaku, więc w przypadku tak szlachetnych mięs jest to słabe posunięcie.
PolubieniePolubienie
Po tej uwadze delikatnie przeredagowałem tekst. Dzięki za uwagę, doceniam. Uszanowanie
PolubieniePolubienie
wszystko pięknie podane, ale chyba wolę trochę mniej ekskluzywną kuchnię:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba