Do Boccanery wybraliśmy się pod koniec listopada 2019 z szefem który wpadł z kilkudniową służbową wizytą do Krakowa. Z racji tego że T. jest koneserem wina oraz włoskiej kuchni, poprzeczkę miałem zawieszoną bardzo wysoko (ale jak tak sobie teraz myślę to jednak nie ja, lecz kucharze).
Po zajęciu miejsc kelner wręczył nam karty i chwilę później w ramach poczęstunku podał takie oto piękne, krystaliczne oliwki.
W międzyczasie T. nie omieszkał sprawdzić jego wiedzy o winach i chłopaki chwilę o nich pogaworzyli. Po spróbowaniu tego poleconego, upewniliśmy się że szefostwo Boccanery dba o nienagannne przeszkolenie pracowników. Ciemnorubinowe, wytrawne, solidne wino z okolic jeziora Garda Valpolicella Ripasso Antica Vigna (31 PLN za kieliszek) okazało się świetnym wyborem.
„Nasz” jegomość tak jak na winie tak i na ofercie strawy orientował się również bezbłędnie. Na wszelakie pytania związane z daniami z karty, ich obróbką oraz pochodzeniem odpowiadał bez zająknięcia.
Szybkość podawania przystawek to jest coś za co bardzo szanuję wszystkie restauracje MSHG. Teraz również się nie zawiodłem – startery pojawiły się przed upływem dziesięciu minut:
- mięsiste i gibkie smażone krewetki argentyńskie z pokrojonym w paski czosnkiem i pietruszką (42 PLN). Sos z białego wina i masła to taki restauracyjny pewniak, który w tym przypadku dawał mi pełną gastrorozkosz – maczanie chlebka w tej cieczy i jego późniejsza konsumpcja to czysta przyjemność!
- carpaccio z marynowanej polędwicy z rukolą, majonezem truflowym, piklowaną szalotką oraz serem Grana Padano (38 PLN) T. ocenił jako ekstra delikatne, doskonałe i pozbawione jakichkolwiek wad.
Po antipasti pozwolono nam chwilkę odetchnąć – chwilkę idealną czyli 20 minut.
- czarne spaghetti z małżami, krewetkami, kalmarami w sosie pomidorowym, pepperoncino i natką pietruszki (46 PLN) reprezentowało prawdziwą włoską kuchnię. Pasta ugotowana al-dente, charakterny, odrobinę pikantny pomidorowy sos i świeże nie smakujące mułem owoce morza. Podobno cudność, a skoro T. tak stwierdził to biorę jego słowo za pewnik.
- sandacz z pieca (57 PLN) ożywił mi w pamięci jak dobry jest ten słodkowodny drapieżnik. Jego niezbyt ścisłe, delikatne, białe mięso w połączeniu z pieczonymi warzywami julienne, limonkowym sosem i kilkoma małżami tworzyło danie doskonałe. Ten talerz jest przykładem, że warto od czasu do czasu zrobić przerwę od drobiu oraz innych parzystokopytnych zwierząt na rzecz tych pływających w wodach.
Mimo iż konkretnie się najedliśmy, po krótkiej przerwie zdecydowaliśmy się jeszcze na desery. Tak na maksymalną dobitkę, a co!
- chrupiąca rurka z wanilią z pistacjami (21 PLN) skradła serce rewelacyjnym, odrobinę tylko słodkim kremem z mascarpone. A sorbet z marakuji ? O kurde to był dopiero strzał – nie wodnisty acz gęsty i delikatny – cudowny!
- o Tiramisu (21 PLN) możecie przeczytać w recenzji kilka akapitów poniżej. Przez dwa lata zmienił się wygląd, ale nie smak. Wydaje mi się iż herbatniki nie są moczone w kawie i dzięki braku tej operacji nie ma takiego super mocnego, mokrego, kawowego smaku. Jest trochę inny niż „oryginalne” włoskie szlagiery, jednak moim zdaniem w calszym ciągu bardzo apetyczny.
Zarówno ja, jak i Szefu nie znaleźliśmy najmniejszego punktu do którego moglibyśmy się przyczepić. Taką obsługę, kucharzy oraz cukierników bardzo szanuję. Szanuję także „menadżment”, bo to dzięki niemu ludzie są wyszkoleni, profesjonalni i zadowoleni z tego co robią. Jeśli to czytacie to kapelusze z głów – róbcie tak dalej.
Restauracja to ludzie, a ja TAKIE restauracje będę zawsze i wszędzie polecał. Dzięki !
Otwarta całkiem niedawno Boccanera była pierwszym odwiedzonym przez nas miejscem w ramach październikowej 2017 edycji Restaurant Week. Należy do sieci znajdujących się w sercu Krakowa restauracji MSHG .
W czasie naszej wizyty w piątkowy wieczór okupowana była większość stolików, my dostaliśmy maluteńką dwójkę w pierwszej sali.
Ruch był spory, a kelnerka uwijała się jak mogła przy rozliczaniu stolika zagranicznych studentów (osiem osób i każdy płacił oddzielnie). Od razu jak sobie z nimi poradziła podała nam karty i przeprosiła za dłuższe oczekiwanie.
Boccanera chwali się w internetach pięknymi wnętrzami i coś w tym jest. Sami zobaczcie zdjęcia na ich stronie. Bardzo mi się spodobał pomysł z otwartą w stronę klientów kuchnią. Obróbka cieplna odbywa się w jej głębi, a bliżej sali szefowie kończą i upiększają dzieła.
Na oczach gości pierwszej sali, mistrzowie pizzy obsługują wielki włoski piec Stefano Ferrara w którym wypiekane są placki. Przy samym wejściu do restauracji znajduje się DJka. Z tego co udało mi się dowiedzieć od obsługującej nas pani, kilka razy w tygodniu grana jest tam cicha i pasująca do klimatu lokalu muzyka na żywo.
W obszernej włoskiej karcie każdy znajdzie coś dla siebie. Bardzo doceniam podawanie gramatury poszczególnych dań. Przydaje się, gdy chcemy policzyć chociaż zbliżone kaloryczne makro którejś pozycji.
Festiwalowe menu przedstawiało się następująco:
Przystawki pojawiły się na stole około 10 minut po podaniu napitków.
- wyborny krem był bardzo gorący i niesamowicie intensywny, główna nuta smakowa należała do trufli oraz pieczonego ziemniaka.
- pierożki z marynowanego czerwonego i białego buraka z intensywnym i bardzo wyczuwalnym kozim serem wraz z nutą ricotty. Po ugryzieniu lekko twardawe i przyjemnie się przełamujące pod naciskiem zębów. Pistacje i Grana Padano doskonale uzupełniały ich smak. Dodatkowo do zestawu podano trzy ciepłe, świeże bułeczki z solonym masłem.
Przystawkami delektowaliśmy się tak długo jak to było możliwe, ale w końcu musieliśmy oddać wyczyszczone do zera talerze. Odczekaliśmy 15 minut i pani podała nam dania główne:
- risotto ugotowane na lekko twardo z wyczuwalnym zapachem i smakiem kurek. Oprócz rukoli, parmezanu i szczypiorku zawierało wędzony ser Provola który kiedy się na niego akurat trafiło był bardzo intensywny, ale w międzyczasie nie dominował całego dania. Danie poprawne, ale niczym specjalnie nie zaskoczyło.
- jak na porcję obiadową, poniższe ravioli może nie wyglądają okazale na zdjęciu, ale uwierzcie mi – wypchano je mięsem do granic możliwości. Ogon wołowy był lekko twardawy, doskonale doprawiony, wizualnie przypominający szarpaną wieprzowinę. Ciasto o idealnej grubości bardzo sprężyste. Puree z kalafiora super aksamitne i delikatne, sos pod pierożkami lekko słodkawy. No same pozytywy. Serio. Niby proste, a jednak wybitne danie !
Ostatnimi akcentami kolacji były poniższe desery:
- podzielone na dwie części niezbyt słodkie, kawowe tiramisu nakręcone korzennym posmakiem dzięki tonce (to ta brązowa posypka przypominająca kakao). Doskonałym pomysłem osoby komponującej poniższy talerz było dodanie kilku truskawkowych kropek, które delikatnie podnosiły słodkościowy poziom.
- Semifreddo w Boccanerowej odsłonie to wyborne połączenie migdałów z kremową, mrożoną śmietanką (chyba). Konsystencją i temperaturą przypominały podane na kruszonym ciasteczku lody. Te kropki poniżej to solony karmel. Cudeńko.
Przez całą wizytę (około półtorej godziny) czuliśmy się bardzo dobrze, głównie dzięki profesjonalnej obsłudze. Nie dość, że kelnerka przy każdym zbieraniu talerzy pytała czy wszystko jest okej to dodatkowo wiedziała co na nich podaje.
Restauracja zaprezentowała się bardzo pozytywnie. Jest lokalem zarówno na spokojny wieczór we dwoje jak i wyjście służbowe czy z większą ekipą znajomych.
- www: https://boccanera.pl
- śniadania: dostępne bardziej brunche niż śniadania
- oferta lunchowa: pon – pt 12-16 przystawka / zupa + danie główne + deser = 39 PLN
- parking: publiczny płatny pon-sb poza Rynkiem
- kącik dla dzieci: nie zauważyłem
- taras / ogródek: kilka stolików na zewnątrz
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3,5
smak 4
obsługa 4
cena / jakość 4,5
OCENA KOŃCOWA: 4 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
ach te desery!
PolubieniePolubienie
Najbliższe kilka dni spędzam w Krakowie na Targach Książki, więc Wasz artykuł i informacja o Restaurant Week bardzo mnie cieszy. Będzie co robić! Pozdrowienia 😊
PolubieniePolubienie
Daj znać gdzie byłaś 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W przerwie Krakowskich Targów Książki skorzystałam z Waszej sugestii i odwiedziłam Miodowy Piecyk. Ponieważ nie rejestrowałam się wcześniej na stronie Restaurant Week nie mogłam spróbować festiwalowego menu. Wraz z towarzyszącymi osobami spróbowaliśmy dań z karty. Każdy zmówił inną potrawę. Rzeczywiście lokal przyjemny i obsługa miła, ale kucharz miał chyba gorszy dzień 🙁. W kolejnym dniu zjedliśmy w skromnej, małej restauracji (nie biorącej udziału w festiwalu) Taste of India. Restauracja prowadzona przez rodowitych Hindusów (obsługa mówi po angielsku), serwuje znakomite jedzenie w przystępnej cenie. Przemiłe miejsce godne polecenia. Pozdrowienia 🙂
PolubieniePolubienie
Czemu gorszy dzień u kucharza? Co się podziało??
PolubieniePolubienie
Większość stołów miało rezerwację, dostaliśmy 45 minut na posiłek przy wolnym stoliku. Czasu niedużo jak na spokojne zamówienie i zjedzenie. Byliśmy zmarznięci i głodni, więc zostaliśmy w Piecyku. Zamówiliśmy pizzę neapolitańską, calzone i tagliatelle z łososiem.
Porcje były nieduże i jakby niedokończone, calzone nie było zawinięte – na suchym placku leżało kilka (wprawdzie smacznych) pomidorków San Marzano i niedbale rzuconych kilka słupków Mozzarelli di Bufala, z czterema listkami bazylii. Jakoś tak mizernie to wyszło, a szkoda, bo to bardzo przyjemne miejsce.
PolubieniePolubienie
Aha czyli to w Miodowym Piecyku takie sytuacje
Nom pisałem o tym też we wpisie, że ludzie w ramach RW byli traktowani z wyższym priorytetem niestety. Dobrze ze chociaz w Taste of India wszystko bylo perfekcyjnie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pozdrowienia 🙂
PolubieniePolubienie
Dopiero teraz, prawie rok później, Państwa opinia przypadkowo do mnie dotarła.
Jest mi w związku z zaistniałą sytuacją na prawdę bardzo przykro. W Piecyku nie praktykujemy podziału Gości na lepszych i gorszych (bez względu na to czy zamawiają dania z połowy karty czy przychodzą do nas na herbatę).
Faktycznie, braliśmy udział w pierwszym RW. To wygenerowało sporo sytuacji które nas zaskoczyły i wprowadzały nerwową dość atmosferę. Od zeszłego roku w Piecyku nastąpiło sporo zmian, klimat jest oczyszczony a atmosfera domowa.
Pozostaje mi jedynie jeszcze raz przeprosić i zaprosić na ponowne odwiedziny (mamy większe porcje makaronów: ;)))
PolubieniePolubienie