Z dala od miejskiego zgiełku – Nowy Spichlerz – Tomaszowice
Przeglądając listę restauracji uczestniczących w tegorocznym jesiennym festiwalu Restaurant Week rzuciło mi się w oczy miejsce o którym nic a nic wcześniej nie słyszałem – Nowy Spichlerz w Tomaszowicach. Decyzja zapadła bardzo szybko i następnego wieczoru w październiku 2019 zameldowaliśmy się na miejscu.
Obiekt znajduje się w pięknym otoczeniu przyrody, w odrestaurowanym Dworze w Tomaszowicach. Na naszych zdjęciach niestety nie uświadczycie tych piękności gdyż przykryła je noc, ale jak klikniecie tutaj to zostaniecie przekierowani do galerii na stronie głównej obiektu.
W drzwiach przywitał nas kelner i wskazał przygotowany stolik na głównej, przestronnej sali o charakterze wiejskiej gospody – tuż przy drzwiach wejściowych i kuchennej „wydawce”.
Chłopak zapytał o napojowe preferencje, zapalił świeczkę i się oddalił. Po chwili wrócił do stolika z festiwalowymi drinkami na bazie wermutu Martini Fiero i toniku Kinley. W tymże drinku pływał kawałek ZGRILLOWANEJ pomarańczy. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że w tej edycji RW w innych miejscach również kilkukrotnie próbowaliśmy owego festiwalowego drina i tylko tutaj kelnerowi chciało się go zrobić zgodnie z otrzymanymi od organizatora wytycznymi (grillowana pomarańcza). Uszanowanie.
Czas przejść do konkretów. W ramach przystawek zaproponowano:
wędzoną polędwiczkę wieprzową, portobello ze szpinakiem, pumpernikiel, sos bearnaise
tatar z marynowanego buraka, jabłko, ser kozi, spadź iglasta, liść botwinki
Dania główne reprezentowały:
polik wołowy, mus z dyni, demi-glace, szczaw czerwony, pesto z pietruszki
samosa ze szpinakiem, purée z selera, smażone kurki, chips rukola, groszek
Deser w obydwu menu był taki sam:
mille feuille z pomarańczą, konfitowana figa, kula z białej czekolady
Pozostawiłem wszystkie potrawy bez szerszych opisów i charakterystyk z pełną świadomością, gdyż każda opcja smakowała wybornie. Serio! Oprócz trafionych tesktur i połączeń aromatów, także i porcje nie należały do małych.
Deserowi na pewno przydałoby się jakieś większe przełamanie. Biała czekolada skutecznie podniosła poziom dopaminy, a jej ogromna słodycz niemalże nie pozwalała przebić się żadnemu innemu smakowi – te kilka mini owocków z których pochodził ratunek zniknęło z talerza w oka mgnieniu.
Mistrzem wieczoru okrzyknęliśmy danie wegetariańskie prezentujące ponadprzeciętny poziom. Nienudne, nieoklepane, oryginalne. Chociaż trzeba przyznać, że mięsom i proponowanym do nich dodatkom także niczego nie brakowało.
Wieczór zaliczyliśmy do bardzo udanych i zgodnie stwierdziliśmy, że była to najlepsza tegoroczna kolacja w ramach restauracyjnego festiwalu – zarówno pod kątem oferowanych dań jak i serwisu. Jeśli szukacie świetnej restauracji poza miastem proszę bardzo – oto i ona.
Dodaj komentarz