W tym poście przeczytacie o restauracji znajdującej się w ulokowanym przy samej wylotówce Krakowa czterogwiazdkowym Hotelu Apis. Do jej odwiedzenia skusiły nas pozytywne opinie wujka gugla oraz piękne zdjęcia potraw publikowane na Mozaikowym insta profilu.
Po minięciu pani z recepcji (która w 4* hotelu mogłaby się chociaż lekko uśmiechnąć i sama z siebie przywitać) i przekroczeniu progów Mozaiki zastaliśmy pustkę. Oprócz dwójki osób z obsługi, w środku nie było nikogo. Nauczeni doświadczeniem, że krakowskie hotelowe restobary (szczególnie te poza ścisłym centrum) nie grzeszą ilością gości, skierowaliśmy się do nakrytego stołu.
Nie będę się rozpisywał o wnętrzach, te zobaczycie na poniższych zdjęciach.
Kelnerka podała nam menu prezentowane w mojej ulubionej, jednokartkowej formie oraz zapytała o kwestie napitków. Odpowiedzieliśmy na co mamy ochotę i zaczęliśmy zgłębiać składniki poszczególnych potraw. Całe menu podejrzycie tutaj.
Naszą kolację rozpoczęło amouse bouche w postaci ciepłej drożdżowej bułeczki z oliwkami i suszonymi pomidorami oraz schabu w pieprzowo – balsamicznym sosie z orzechami
Zamówione przystawki pojawiły dokładnie po 25 minutach:
- carpaccio wołowe z plastrami buraków baby oraz buncem (32 PLN) zaskoczyło wielkością. Cienkie i delikatne plastry mięsa przełamywał chrupiący burak oraz ser z czarnuszką. Przystawka spełniła pokładane w niej nadzieje.
- krewetki z pierożkami z gruszką i ricottą (36 PLN) również fajne. Te mini sakiewki o al-dente cieście skrywały słodkawy farsz. W połączeniu z grzybowo – śmietanowym sosem, borowikami i kiełkami słonecznika smakowały wybornie, ale przeciwnie do carpaccio danie nie grzeszyło wielkością. Tak wiem, przystawki z zasady są małe, ale w cenie prawie 4 dyszek spodziewałem się chociaż krewetek Tiger, a nie takich malutkich, niewiele większych od koktajlowych.
- krem ziemniaczano – porowy z panierowaym serem, chipsem z boczku i grzanką w aromacie trufli (14 PLN) perfekcyjny. Po wymieszaniu drobinek trufli zrobił się niesamowicie esencjonalny i aromatyczny. Ukryty w panierce ser niczego sobie, chrupiący boczuś – klasa.
Przystawki silnie rozbudziły nasz apetyt. Po następnych dziesięciu minutach kelnerka przyniosła kolejne trzy pozycje:
- w przypadku eskalopa z łososia z kaszą kuskus i kurkami (39 PLN) chwilę się zastanawialiśmy czemu został nazwany eskalopem, a nie po prostu łososiem z pieca. Być może przez to, że został pozbawiony skóry? Nie wiem i mniejsza z tym, smakował w porządku, podobnie jak kasza. Trochę denerwowała gruboziarnista sół oraz zbyt tłusty chipsowy jarmuż, który albo został potraktowany za dużą ilością oleju przed pieczeniem, albo po prostu w nim usmażony (zdecydowanie najzdrowszą i jednocześnie najsmaczniejszą opcją jest upieczenie go w piekarniku z minimalnym dodatkiem oliwy).
- burger Mozaika z pieczoną papryką, piklami, cebulą, pomidorem i sałatą (36 PLN) okazał się klapą wieczoru. Po pierwsze: ktoś zdecydowanie odleciał z ilością sałaty, która w standardowych bugsach wystarczyłaby na zaspokojenie co najmniej trzech sztuk. Po drugie: sklepowa, sztuczna bułka juz po drugim gryzie się rozpadła – na dole zrobiła się ciapa, a majonez zaczął się wylewać nawet jej górną stroną, gdzie zrobiła się dziura. Po trzecie i najważniejsze: mięso było strasznie słabe – twarde, zwarte, całkowicie niepachnące i kompletnie bez żadnego smaku. O wiele lepsze jet to z sieciówek! W bugsie miał również występować sos BBQ, ale ktoś o nim ewidentnie zapomniał i chyba w zamian dał niewystępujący w spisie plaster żółtego sera. Zjadłem, bo byłem głodny, ale w szkolnej skali ocen wystawiłbym mu maksymalnie dwóję z wielkim minusem – i to tylko dzięki świeżym frytkom! Nie wiem czy to jednorazowa wpadka, ale błagam niech ktoś nad nim popracuje, bo w takim miejscu to wstyd podawać gościom coś tak lipnego.
- czarne tagliatelle z krewetkami i warzywami (42 PLN) zgoła inaczej niż burger reprezentowało przeciwległą stronę szkolnej skali. Makaron tak jak każdy barwiony sephią smakował specyficznie, warzywa wykazywały idealny stopień twardości, krewetki usmażono na miękko. Po wymieszaniu ingredientów wraz z winnym sosem, wszystko współgrało wręcz doskonale. Pyszność.
Duży plus leci w stronę obsługującej nas kelnerki, która przy każdym zbieraniu talerzy oraz w trakcie posiłku interesowała się naszą opinią. I super, bo nie omieszkałem jej przekazać przemyśleń odnośnie bugsa.
Całe szczęście nie wpadłem do Mozaiki tylko na burgera – gdyby tak się stało, to na pewno nigdy bym już tam nie wrócił. Mam nadzieję, że ktoś się nim zajmie, bo cała reszta dań była naprawdę godnej jakości. W końcu Mozaika wygrała kiedyś głosowanie gości w plebiscycie Restaurant Week ! To musi coś znaczyć, prawda ? 🙂
- www: https://www.facebook.com/MozaikaRestoBar/
- śniadania: nie widziałem w karcie, ale wg info na fejsie codziennie od 7 rano dostępna jest opcja bufetowa;
- oferta lunchowa: ?
- parking: prywatny hotelowy
- kącik dla dzieci: tak, jest na sali. Pociechy mają również do wyboru kilka niepospolitych opcji w karcie
- ogródek / taras: tak w lecie jest jest dostępny zewnętrzny ogródek
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 3,5
wielkość porcji 3
smak 3,5
obsługa 4
cena / jakość 3,5
OCENA KOŃCOWA: 3,5 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
zupa wygląda fantastycznie! chętnie bym ją zjadła 🙂
PolubieniePolubienie
Z restauracjami hotelowymi jest jak na loterii. Też próbujemy je odczarować na własną rękę i uczucia mamy mieszane.
W zeszłym roku podczas RW, „Mozaika” dla mnie pozamiatała. Świetna kuchnia, obsługa i barman, który doradził i skopiował przegląd wódek z Dworu Sieraków.
W tym roku byliśmy w „Four” – co najwyżej przeciętnie, z tendencją do slabo. I to zarówno menu RW, jak i a la carte. A
podanie wódki „Młody Ziemniak” zmrożonej, w hotelu czterogwiazdkowym to mocne nieporozumienie.
Czekam na dalsze recenzje i pozdrawiam.
PolubieniePolubienie