W sierpniu 2018 w trakcie kilkudniowego pobytu w Bieszczadach jedliśmy w paru miejscówkach. Jedną z nich była Wilcza Jama, którą zapisałem na listę przez wzgląd na to, iż specjalizują się w dziczyźnie. Jak wszem i wobec wiadomo mięso to jest chude, lekkostrawne i zawiera dużo magnezu, fosforu i wapnia. Aha no i nie ma w nim pestycydów, antybiotyków i całego tego syfu powodującego szybki wzrost.
Karczma znajduje się kilkaset metrów od głównej drogi – mapka poniżej pomoże Wam do niej trafić.
W środku jest sporo przestrzeni na górze i na dole. Podczas naszej wizyty pięterko było nieczynne, nie przeszkodziło mi to jednak w pyknięciu kilku fotek ;>
Na dole znajdują się tylko wielkie 8-10 osobowe stoły, więc nie bądźcie zdziwieni kiedy ktoś nagle zechce się do Was dosiąść jeśli będziecie np we dwójkę czy czwórkę 🙂
Oprócz stałego menu, na tablicy przy barze wypisane jest także dzienne menu. Kuchnia specjalizuje się w daniach z lokalnych produktów i wg informacji w karcie potrawy często ulegają zmianom.
To co najmniej mi się spodobało to okrutnie długi czas oczekiwania. Najpierw na podejście kelnerki, później na przyjęcie zamówienia no i na same dania – pół godziny na dwa pierwsze zamówienia i kolejne prawie 40 minut na dwa następne Jeśli jesteście niecierpliwi, albo bardzo głodni podpytajcie u obsługi jak się sprawy mają…
No dobra do meritum. Na wstępie raczyliśmy się małym (200 ml) rosołem z bażanta z domowym makaronem (10 PLN). Bardzo aromatycznym, esencjonalnym, lekko tłustym z kawałkiem marchewy i delikatnego mięsa oraz sprężystym i świeżutkim makaronem.
Zmówiliśmy także carpaccio z polędwicy z sarny (20 PLN). Niesamowicie lekkie i super delikatne płaty mięsa o specyficznym ziołowym posmaku, wraz z kaparami, coś a’la pesto z niedźwiedziego czosnku, oliwą i serem pleśniowym. Fenomenalne !
Na drugie danie wjechał bigos myśliwski z pieczywem (18 PLN). Trochę się na nim zawiodłem. Owszem był mocny w smaku, taki krzepki, jakiś tam grzybek się pojawił i kilka kawalątków mięsa, ale nie porwał mnie. W sumie to czym miałby mnie porwać? Na pewno nie sklepowymi kromkami zwykłego pszennego chleba 😉 Sam nie wiem – ot bigos jak bigos, kolejny raz bym go nie zamówił.
Pierogi bojkowskie z kaszą gryczaną, serem, czosnkiem niedźwiedzim podane z sosem czosnkowym wypatrzone zostały na wspomnianej wcześniej tablicy. 10 grubiutkich, wegetariańskich sztuk kosztowało 18 złociszy. K. była zadowolona, a ja jak nie jestem fanem gryczanej, tak również dałem radę je przełknąć – i to ze smakiem!
Gdyby nie to, że spędziliśmy tam ponad półtorej godziny z czego 70 minut na czekaniu w poszczególnych etapach naszej kulinarnej eskapady to byłoby super.
Gdyby jednak na chwilę zapomnieć o powolnym serwisie (w końcu to Bieszczady i nie ma co się spieszyć) i skupić się na walorach smakowych to jesteśmy na tak. Przy następnej okazji na pewno nie omieszkamy znowu się tam pojawić i spróbować kolejnych pozycji.
P.S. A w Bieszczadach jedliśmy jeszcze tutaj.
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3,5
smak 4
obsługa / serwis 2 (głównie przez bardzo długi czas oczekiwania)
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 3,5 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Jeśli masz jeszcze czas i ochotę zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc.
rosół z bażanta i pierożki wyglądają pysznie 🙂
PolubieniePolubienie