Chata Wędrowca to miejsce kultowe. Każdy kto szukał informacji gdzie zjeść w Bieszczadach, na pewno na jakąś wzmiankę w necie albo tak po prostu od ludzi o tym lokalu się natknął. Słynie on z tzw naleśnika giganta. Ale od początku…
Była godzina 20:20 kiedy to podczas wieczornego spaceru żeby wyrobić 20 tyś kroków znaleźliśmy się pod wejściem do owego przybytku. Miałem Chatę na liście „to eat” i nie zamierzałem jej odpuścić. Jako, że było już raczej późno, a do miejsca noclegu czekał nas jeszcze 3km powrót, zdecydowaliśmy się na mniejszą wersję naleśnika giganta (28 PLN) do podziału.
O tej porze kilka stolików było wolnych (w najbardziej obleganych obiadowych godzinach, kolejki oczekujących na miejsce sięgają podobno kilkudziesięciu minut).
Zajęliśmy małą dwójkę w środku, w ciągu minuty dostaliśmy menu. Zamówiliśmy wspomnianego delikwenta i zajęliśmy się wertowaniem karty.
Sporych rozmiarów, bardzo czytelna, pokazująca składy potraw i opisująca historię miejsca. W środku znajduje się też tona wiedzy o tamtejszych alkoholach.
Cała jedna strona poświecona jest właśnie naleśnikom:
Oprócz nich szef kuchni codziennie przygotowuje inne specjały zapisane na tablicy. Tego dnia prezenowały się następująco:
Nie wiem czy minęło siedem minut, kiedy kelnerka przyniosła nam to piękne coś średnicy około 20 centymetrów. Borówek na talerzu było tak dużo, że wg mnie to danie powinno się nazywać „jagody z naleśnikiem”, a nie na odwrót 😉
Oprócz leśnych owoców, domowa, niesłodka bita śmietana i miód. Sam naleśnik hmmm no właśnie czy to aby na pewno naleśnik? Mimo, iż w karcie napisane jest, że to nie racuch, dla mnie tak właśnie on smakował. Gruby, puszysty, super chrupiący. Całość świetnie wyważona, nieprzesłodzona – słodkościowo w sam raz.
Bardzo dobrze, że zamówiliśmy mniejszą wersję do podziału, gdyż była idealna na taki średni głód na dwójkę. Kilka godzin wcześniej kręcąc się po okolicy autem, zabraliśmy parę autostopowiczów – oni którejś nocki 32 centymetrowemu gigantowi nie podołali… Widziałem go przy jednym stoliku i rzeczywiście wielkością robił wrażenie. Kalorycznością na pewno też 😉
Dobre to było, nawet bardzo dobre, ale nie stałbym za tym specyfikiem w kolejce, żeby zjeść go kolejny raz. Słyszałem legendy, że ludzie potrafią przyjechać kilkaset km specjalnie na tego naleśnika – tego nie kumam. Swoją ciekawość zaspokoiłem i jestem z tego powodu szczęśliwy. Nie żałuję ani jednej wydanej złotówki i nie zamierzam wchodzić w dywagacje czy 28 PLNów to dużo czy nie jak za trochę wody, mąki, jajek, cukru pudru, miodu, śmietany i szklanki (albo dwóch) leśnych owoców.
Fakty są takie, że nie spróbowaliśmy żadnego konkretnego dania i trochę leży mi to na serduchu. Mam przeczucie, że mogła ominąć mnie jakaś petarda. Ale nie ma tego złego – przy następnej okazji na pewno nie omieszkam nadrobić zaległości.
P.S. A w Bieszczadach jedliśmy jeszcze tutaj.
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 4,5
smak 4
obsługa 4
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 4,1 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Jeśli masz jeszcze czas i ochotę, zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc 🙂
faktycznie, trochę jak porządny racuch, a nie naleśnik, ale wygląda smacznie 🙂
PolubieniePolubienie
Nalesnik smaczny ale jednak drogi
PolubieniePolubienie
mega duże i fajne …my we czwórkę z dziećmi najadamy się 1 dużym …więc nie wychodzi to wcale drogo 😉
PolubieniePolubienie
Nalesnik pierwsza klasa. Nie przepadam za takimi rarytsami i pierwszy raz wzielam bez przekonania. Za to potem jadlam codziennie i jak wroce w Bieszczady to na pewno od razu pojde na nalesnika 🙂 Plus baraninowka. Zestaw idealny po dniu chodzenia po gorach.
PolubieniePolubienie