I znowu o foodtrucku z Truckarni, bo jakżeby o tym miejscu nie pisać skoro tyle tam różnorakiej kuchni. Eh i trzeba jeść i próbować, a później pocić się i jarać te kalorie na różnorakich treningach. No, ale cóż – takie życie – nie ma co narzekać 😉
O Ekwadorze wiem tylko tyle, że leży nad Oceanem Spokojnym, a nazwa tego państwa po hiszpańsku oznacza równik. O kuchni ekwadorskiej i tamtejszych upodobaniach nie mam bladego pojęcia, dlatego to co przeczytacie poniżej traktujcie z przymrużeniem oka.
W lipcu 2018 pełne menu prezentowało się następująco:
Podczas dwóch wizyt zanotowałem, że przy garnkach i patelniach wartę trzymają nie tylko Polacy, ale także ekipa pochodząca rzeczywiście z Ameryki Południowej. Bardzo mili, uśmiechnięci, młodzi ludzie z zapałem do pracy.
Za każdym razem czas oczekiwania wynosił ponad dwadzieścia minut, mimo iż byłem jedynym oczekującym. Miejcie to na uwadze w przypadku ogromnego głodu.
Pierwszym daniem, które próbowałem było grillowane pincho z kurczakiem (20 PLN). Tylko spójrzcie na ten talerz – czyż nie jest taki ładny i kolorowy? Smażone ziemniaki ze skórką bardzo dobre i w ilości zdecydowanie dużej. Warzywa na szaszłyku również niczego sobie. Pierś soczysta i dobrze przyprawiona. Sałatka z papryki, pomidorów i cebuli badzo rześka.
I wszystko spoko pięknie, tylko nie załapałem czym ten przysmak różni się od jedzenia, które często pojawia się na polskich grillach? Sam w domu robię taką samą pierś i warzywa oraz piekę w piekarniku ziemniaki… To nie jest czepialstwo – po prostu nie wyczaiłem tego „ekwadorskiego klimatu”.
Innego dnia kiedy DB. zajadał się smakowitościami z Ur’ Tacos, ja postanowiłem przetestować fritadę (25 PLN). Danie składa się z ziemniaczano – serowych tortilli, smażonych kawałków karkówki, grillowanego banana i chyba tej samej co opisana wyżej sałatka (wg opisu powinna być z awokado, ja go tam nie znalazłem).
Bardzo sycące i ciężkie to było, głównie przez te trzy świeżo smażone (to jest warte zauważenia, że nie były kiedyś tam wcześniej usmażone i tylko odgrzane) grubaśne węglowodanowo – mozarellowe placki. Trochę mało mięsa (na moje oko 70-80g), a o bananie którego były trzy jednocentymetrowe kawalątki, to chyba nie warto wspominać.
No i okej smaczne to było rzeczywiście, ale czy warte aż 25 złotych? Nie bardzo widzę argumenty, żeby obronić tak wysoką cenę. Co na poniższym talerzu mogłoby tyle kosztować? Z ciekawości wpisałem „fritada” w Google i na który obrazek nie spojrzeć, tamtejsze dania są trochę bardziej okazałe…
Jak więc ocenić Aya Umę? Sam nie wiem i mam mały problem. Z jednej strony smakowo jest okej, a ekipa montująca dania wygląda na taką co stara się nam zrobić dobrze. Z drugiej nie jestem w stanie rozkminić, czemu takie trzy placki i odrobina taniej karkówki została tak wysoko wyceniona? No chyba, że ziemniaki i mięso są importowane z amerykańskiego kontynentu? Ale coś mi się nie wydaje…
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
wygląd trucka 3
wielkość porcji 2
smak 3,5
obsługa 3,5
cena / jakość 3
OCENA KOŃCOWA: 3 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
ceny faktycznie, zawyżone. Wróciłam z wakacji, i za 20 zł jadłam w hotelowej restauracji świeży obiad dnia, zupa w wazie, czyli ile się chce i drugie danie, też porcja spora.
PolubieniePolubienie
Gdzie były wakacje i jaki hotel ? 🙂
PolubieniePolubienie