Włoskie JEZIORO COMO – wspominki odwiedzonych miejscówek

Rok temu pisaliśmy o jeziorze Garda i tamtejszym jedzeniu, a kilka dni temu o jeziorze Maggiore. W tym poście będzie o położonym około 200 km dalej jeziorze Como i jedzeniowych przybytkach w różnych miasteczkach które odwiedziliśmy w maju 2018. W żadnym wypadku nie traktujcie tego jako przewodnik po najlepszych czy polecanych miejscach, ten post to bardziej migawka tego co i gdzie jedliśmy.

Rejon jeziora Como, uważanego za jedno z najpiękniejszych na świecie, należy do NAJDROŻSZYCH we Włoszech. Ceny oraz porcje w resto mogą Was bardzo zaskoczyć. My jesteśmy zdania, że na wyjazdach się nie oszczędza, ale jeśli planujecie wyjazd budżetowy to pozostają Wam dwie opcje:

  1. odpuśćcie sobie ten kierunek;
  2. zaopatrzcie się w jedzenie w większym włoskim markecie po drodze.

To na co powinniście być przygotowani (ale to w sumie w całych Włoszech) to coperto czyli doliczona do rachunku opłata za nakrycie (od 1.5 do nawet 4 euro od osoby) + czasami servizio czyli narzucony z góry napiwek. Nie jest to regułą w 100% przypadków, ale w zdecydowanej większości jedna z tych dwóch dodatkowych linijek na paragonie się pojawi. Hate it or love it – takie są realia.


Hotel / Pizzeria Helvetia – Lezzeno

Owo miejsce poleciła nam właścicielka pensjonatu w którym mieszkaliśmy. Ta rodzinna restauracja serwuje zarówno pizze (około 29-30cm) jak i makarony, ryby i kilka rodzajów mięs.

Na przystawkę zamówiliśmy mix ryb z jeziora podany z dwoma grzankami z pastą rybną oraz minimalną ilością słonego masła (11 euro). Trzy całkiem inne wariacje rybne: panierowane, smażone w głębokim oleju kąski, aksamitnie delikatne, wędzone brzuszki oraz mocno octowy marynowany filet. Wszystkie smaczne, ale „dupynieurywające”.

IMG_2981

Moim daniem głównym była kosztująca 15 euro panierowana orzechami oraz szałwią ryba z jeziora (nie wiem jaka) z kilkoma frytkami i sałatką z rukolą i pomidorów. Dodatkowo domówiłem grillowane warzywa: cukinia, bakłażan oraz papryka (5 euro). Rybka spoko, obtoczona fajnym ciastem z wyczuwalnymi arachidami i sosnową szałwią.

IMG_2984

Drugie danie główne to domowy makaron (11 euro) w sosie śmietanowym z inną rybą (też nie wiem jaką – w menu widnieje po prostu „fish from the lake” i nie idzie się dogadać co to dokładnie za gatunek). Pasta ugotowana al-dente – niezła, ale nie wyśmienita.

IMG_2982IMG_2983

Także bez specjalnych podniet i zachwytów, ale poprawnie i zachowawczo. Niczego z tego jedzenia na pewno nie zapamiętamy na dłużej.

Obsługa miła i uprzejma, a na koniec właścicielka poczęstowała nas gęstym limoncello oraz mocym shotem grappy.

Podobno zdecydowanym plusem tego miejsca jest świetny zadaszony taras z widokiem na jezioro, ale my akurat z racji słabej pogody siedzieliśmy w środku, także ciężko jest mi to stwierdzenie zweryfikować


Ristorante Funicolare – Como

Ta znajdująca się przy samym jeziorze i kolejce do Brunate restauracja skusiła nas tarasem z fantastycznym widokiem na jezioro. Co prawda w momencie zajmowania w niej miejsc byliśmy raptem może dwie godziny po śniadaniu i planowaliśmy tylko kawkę i deser, ale jak już się rozsiedliśmy postawiliśmy spróbować również dwóch pizz.

IMG_2997

Zamówiliśmy wersję z pikantnym salami oraz z szynką parmeńską i gorgonzolą. Kelner bez najmniejszych zgrzytów podzielił nam te pizze na połówki i każdej z czterech osób wręczył już podzielone na talerzach.

Obydwie na cienkim cieście z bardzo dobrymi składnikami – konkretnie sobie nimi podjedliśmy, bo do małych nie należały.

IMG_2992

Jeśli chodzi o desery zamówiliśmy tylko dwa i to był bardzo dobry wybór, bo miejsce w żołądku wypełniło ciasto z pizzy.

Miękkie i słodkie jak diabli, oblane mleczną czekoladą portofelios skrywały w środku śmietankowy krem.

164E592C-FFD5-4345-B24C-A16A438D8C1BIMG_2995

Drugi deser lodowy był również niczego sobie, ale jednak na zdjęciu w menu prezentował się bardziej smakowicie aniżeli był w rzeczywistości.

IMG_2994IMG_2996

Miejsce zdecydowanie warte polecenia, kelnerzy są na prawdę mili i uśmiechnięci, a jedzenie świeże i smaczne. Widok z tarasu też pierwszoklasowy 🙂

IMG_2993


Ristorante Momi – Blevio

To miejsce upolowałem dzięki mapom Google. Któregoś dnia wracając z Como do naszej małej miejscowości, jeździłem po mapie w poszukiwaniu resto z ocenami powyżej 4,5. No i znalazłem – miejsce chwalone za super widoczki i pyszną kuchnię.

Niewiele myśląc z pomocą navi poprowadziłem tam całą ekipę. Zaparkowaliśmy tuż obok cmentarza i szybkim krokiem ruszyliśmy w dół za strzałkami wskazującymi kierunek do restauracji. Restauracja dopiero się otwierała po popołudniowej sieście ale kelner bez mrugnięcia okiem przygotował nam stolik tuż przy samym jeziorze.  Przyodział go w biały obrus, serwety, sztućce i kieliszki po czym zaprosił nas do zajęcia miejsc.

IMG_3654

W karcie cztery przystawki / dania pierwsze oraz tyle samo drugich. Jednak zanim zdążyliśmy się zdecydować podszedł do nas szef kuchni – typowy włoski krzykacz-gaduła-żartowniś i przedstawił nam opcje menu dziennego w cenie 32 euro na które składała się przystawka albo pierwsze danie, drugie danie oraz deser. Przytaknęliśmy na kuszącą propozycję i oddaliśmy się podziwianiu widoków

IMG_3636IMG_4608

Pierwsze dania pojawiły się po około 20 minutach i były to:

  • palpa con pomodoro czyli taki toskański miks chleba z pomidorami i ziołami – bardzo smaczne – wszyscy się nad niby czymś takim prostym bardzo rozpływaliśmy

IMG_3004IMG_3005

  • miks ryżu białego i czarnego z warzywami spoko, ale jak dla mnie trochę za nudny i suchy. Dobre by to było jako dodatek do dania, ale występujące samo szczególnie nas nie porwało.

IMG_3001IMG_3003

  • domowej roboty ugotowany w punkt makaron z dokładnie taką jak trzeba ilością śmietanowo  – serowego sosu, warzywami i kilkoma omułkami. Zaliwżdy smaczna, nawet bardzo smaczna była ta pasta.

IMG_2998IMG_2999

Dania główne pojawiły się na stole po około dwudziestominutowej przerwie.

Rozpocznę od sporego rozczarowania czyli od ryby z jeziora z warzywną sałatką. Owa ryba zawierała tyle ości, że czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Po wyjęciu kręgosłupa w dalszym ciągu w mięsie było ich tak dużo, że jedzenie tego było straszliwą katorgą. Poraniłem sobie strasznie podniebienie i język i normalnie kurwica mnie brała jedząc ten „smakołyk”. No masakra, a najgorsze jest to, że nikt nas o tym nie uprzedził. Ja rozumiem, że ryby mają ości, ale w takiej ilości i takie cini mini ??!! Gdybym to ja był kucharzem, takiej ryby nigdy bym gościom nie podał.

IMG_3006

Grillowane owoce morza zaprezentowały zdecydowanie wyższy poziom – przyrządzone tak jak trzeba, niegumowate, pachnące, niezamulone. Smaczne, ale ich porcyjka podana de facto na tej samej sałatce co w przypadku dania z rybą, bardzo licha.

IMG_3007IMG_3008

Do tego wszystkiego mieliśmy miseczkę smażonych ziemniaków. Tutaj nie ma nad czym się rozwodzić. Ziemniaki jak ziemniaki – bez ahów czy ohów – ot prosty smażony zapychacz.

Deserem okazało się pyszne czekoladowe ciasto wraz z jabłkowym strudlem.  Tutaj pełny wypas – strudel wyborny, ciastko również perfekcyjne.

IMG_3009IMG_3010

Na zdecydowane słowa pochwały zasługują kelnerzy. Przez całą kolację obsługiwała nas co najmniej czwórka różnych osób w tym jedna sommelierka. Wszyscy doskonale mówili po angielsku.

Po wizycie mieliśmy mieszane uczucia. Wszyscy oczekiwaliśmy jednak czegoś więcej po tej całej wzniosłości i pewności kucharza. To co dostaliśmy nie było złe (oprócz ryby) ale również nie pialiśmy z zachwytów. Coperto w wysokości 4 euro od osoby również było największą dodatkową opłatą jaką do tej pory widzieliśmy w restauracjach.

Zdecydowanie warto wrócić dla samej atmosfery i klimatu, ale ryb wystrzegałbym się jak ognia.


Il Moro – Varenna

O godzinie 15tej sporo Włoskich lokali jest w trybie siesty. Polak zjadłby obiad, a włosi zamykają drzwi i ucinają sobie drzemki. Całe szczęście nie wszyscy i te miejsca „pod turystów” najbliżej jeziora są zawsze otwarte.

Z pełną świadomością zasiedliśmy właśnie w takim typowym turystowie. Chcieliśmy po prostu odpocząć pod parasolem, podelektować się widokami i zjeść prostą pizzę i makaron.

IMG_241830728288_Unknown

Tak jak chcieliśmy, tak zrobiliśmy i po około 15 minutach od zamówienia nas stół zapełnił się różnymi węglowodanowymi przysmakami.

IMG_2987

Nie będę się rozpisywał nad każdym z nich. Wartym zauważenia jest to, iż wszystko było ciepłe, zjadliwe i w sumie zgodne z naszymi oczekiwaniami.

Wraz z napojami wydaliśmy na wszystko coś około 55 euro i w tej cenie dobrze i uczciwie zjedliśmy i wypiliśmy.

Co ciekawe, mimo iż z usług gastronomicznych tego lokalu w 90% korzystali przyjezdni,  na rachunku nie widniała żadna z typowych dopłat z jakimi wszędzie się spotykaliśmy (coperto czy servizio). W końcu mogliśmy gdzieś zostawić własny, niewymuszony napiwek 😉


P.S. Jakby ktoś szukał domu w małej i spokojnej mieścinie z zamykanym parkingiem na dwa auta, salonem, dobrze wyposażoną kuchnią i dwoma sypialniami dajcie znać – miejsce w którym się zatrzymaliśmy jest zdecydowanie godne polecenia.

2 odpowiedzi na „Włoskie JEZIORO COMO – wspominki odwiedzonych miejscówek”

  1. najlepsze widoki 😉 jedzenie jakoś mnie nie zauroczyło, nie wiem, chyba nic, nawet desery by mnie nie skusiły-widząc same zdjęcia 🙂

    Polubienie

  2. Actual topic,

    Polubienie

Dodaj komentarz

NASZE SOCIALE

NEWSLETTER

Zapisz się do naszego newslettera, a od razu po publikacji nowego posta dostaniesz od nas maila.

Nie martw się nikomu nie przekażemy Twojego adresu

PRZESZUKIWANIE BLOGA PO KATEGORIACH LUB TAGACH

burgery covid19 deser Foodtruck frytki gdzie zjeść w krakowie gdzie zjeść w nowej hucie Hotele kaczka kanapki Kanapki na ciepło Karczmy na trasie Kazimierz Kraków krewetki Kuchnia azjatycka Kuchnia polska Kuchnia włoska kurczak makarony Nowa Huta owoce morza pierogi pierogi ruskie pierś z kurczaka Pizza Pizzeria Podgórze prezent Restauracja restauracja włoska restaurant week rosół rybka rynek sałatka schabowy smażona ryba Stare miasto stek steki Streetfood Sushi tatar wołowina współpraca zupy Śniadanie śledź żeberka żurek