W bardzo ciepłą majową sobotę 2018 wpadliśmy do należącej do sieci MSHG La Campany na kolację. Od wielu osób słyszałem, że to właśnie do tej restauracji należy jeden z najładniejszych ogródków letnich w Krakowie i na zdjęciach poniżej zobaczycie, że to szczera prawda.
Chwilę po zajęciu miejsc dostaliśmy karty i trochę nas zdziwił brak sezonowej wkładki. Menu zmienia się jednak kilka razy w roku i jest tak skonstruowane, że bez najmniejszych problemów wybraliśmy kilka ciekawych pozycji.
Po złożeniu zamówienia, kelner się oddalił i na paręnaście minut zniknął nam z oczu. Wszystkie restauracje sieci MSHG które odwiedziliśmy do tej pory serwowały czekadełka także na takowe i tutaj liczyłem. No i się nie przeliczyłem, bo co prawda trochę późno, ale w końcu się pojawiło. Wyborne czarne oliwki ze świeżym pieczywem i fantastyczną hiszpańską oliwą nie zawiodły. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam smak świeżego pieczywa zamoczonego w wybornej oliwie.
Ucztowanie rozpoczęliśmy od smażonych kalmarów podanych z pepperoncino, kaparami i czosnkiem (32 PLN) oraz zapiekanej z serem gorgonzola i migdałami gruszki (24 PLN).
Nie chcę się powtarzać, więc jeśli chcecie poczytać o pierwszej pozycji zajrzyjcie do recenzji Bianki, w której dokładnie to danie już opisałem.
Jeśli chodzi o gruszkę to tutaj się działo, oj działo. Połączenie owocu ze skrywającym się w jego wnętrzu intensywnym serem świetne. Do tego te chrupiące pod zębami prażone migdały 🙂 Starter bardzo nam posmakował.
Przystawki spałaszowaliśmy bardzo szybko, a dwadzieścia minut póżniej pojawiły się pierwsze dania:
- roszponka z kozim serem, jabłkiem, orzechem włoskim i rzodkiewką w sosie vinaigrette z figą (34 PLN). Zwyczajna wydawałoby się sałatka za sprawą fajnie usmażonego sera i pysznego sosu była bardzo dobrą opcją przed daniem głównym.
- tagliatelle z czarną truflą i parmezanem (42 PLN). Takie kolejne niby bardzo proste danie, ale wiecie co? Świetne! Czemu? Bo ten makaron nie był jak to czasami bywa jedynie muśnięty oliwą truflową, ale dodano do niego PRAWDZIWE trufle których kawałki są widoczne na zdjęciu (nie, to nie jest pieprz). Danie miało TEN zapach i TEN smak. Tak owszem cena nie należy do niskich, ale takie produkty kosztują i za to się właśnie płaci.
Kucharze znowu dali nam trochę odsapnąć (tak między Bogiem, a prawdą to z pół godziny), kiedy to na stole pojawiły się dania główne:
- wyczekiwana przeze mnie sezonowana polędwica wołowa z ziemniakami gratin i szpinakiem (86 PLN). Tak tak, kwota lekko zaporowa, ale to przecież stek i do tego sezonowany. I tenże stek o skoncentrowanym, mocnym smaku i kruchej strukturze został wysmażony niemalże perfekcyjnie (no może o pół minuty za długo) pod moje zamówienie na medium. Pyszna ziemniaczana zapiekanka i aromatyczny szpinak dopełniły dzieła.
- Risotto z duszonymi policzkami wołowymi, puree z topinambura, oliwą z czarną truflą i parmezanem (38 PLN) – to Ci dopiero była petarda. Ryż kleisty, wyraźny, no po prostu wyśmienity, a mięso dosłownie rozpadało się za dotknięciem widelca! Wszystko pachniało truflą – jedno z najlepszych dań z ryżem jakie jadłem w życiu.
Aby uwieńczyć taką doskonałą kolację nie sposób nie skusić się na desery, no więc i tutaj popuściliśmy wodze fantazji i po chwilowym zastanowieniu wzięliśmy dwa. A co tam! (#fuck_diet_on_the_weekend)
Na torcik pistacjowy (24 PLN) i bezę z owocami i kremem mascarpone (18 PLN) poczekaliśmy jednak prawie 45 minut! Wartym zauważenia jest to, że zostaliśmy za to przeproszeni zarówno przez kelnera jak i managera. Nie wiem czy może to być usprawiedliwieniem, ale ogródek był pełny i mimo iż spora grupa kelnerów uwijała się jak mogła, zdarzały się małe potknięcia (stolik obok nas trzy razy prosił o parmezan, za nami nie mogli doczekać się serwetek, gdzieś tam indziej pewna rodzina od dwudziestu minut chciała złożyć zamówienie – takie w sumie niuanse)
Tak więc zanim przyszły desery nastał półmrok i robiłem co mogłem, aby cokolwiek było widać na zdjęciach. W torciku, głównym nurtem smakowym były oczywiście pistacje, a w bezie świeże owoce i jedwabiście delikatny serek mascarpone. Obydwa spoko, ale w naszej ocenie zwyciężyła słodkość numer dwa.
Kurcze, tekst wyszedł długi, nawet bardzo długi – jestem ciekaw czy komuś się udało dobrnąć do tego miejsca (jeśli tak proszę o komentarz na dole postu). La Campana bardzo pozytywnie nas nakarmiła i musiałem to wszystko w internety wpuścić.
Dodatkowo podczas dwóch godzin, ogródek i śpiewająca na żywo Pani przeniosła nas na chwilę do jakby innej czasoprzestrzeni – fajnie się tak oderwać od codzienności i po prostu spokojnie delektować i cieszyć chwilą (oho zaczynam filozofować)
Rezerwację zrobiłem z prawie tygodniowym wyprzedzeniem. Jeśli po przeczytaniu tej recenzji zechcecie się tam wybrać, polecam zadzwonić i „booknąć” stolik. Marne szanse żebyście bez niej upolowali coś wolnego.
La Campanę szczerze polecamy i na pewno jeszcze wrócimy.
* P.S. Do restauracji La Campana zostaliśmy zaproszeni. Voucher prezentowy okazaliśmy jednak dopiero w momencie proszenia o rachunek, także nie ma technicznej możliwości abyśmy byli jakoś specjalnie traktowani przez obsługę czy kuchnię. Recenzja odzwierciedla nasze prawdziwe odczucia i fakt zaproszenia niczego w temacie szczerości opinii nie zmienia.
- www: https://www.facebook.com/lacampanakrakow/
- śniadania: brak
- lunche: brak
- parking: w pobliżu nie ma parkingu, najbliższy w okolicach Wawelu
- kącik dla dzieci: brak
- taras / ogródek: jest bardzo ładny i zielony
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 6 (ocena ponad skalę za ogród)
wielkość porcji 3
smak 4,5
obsługa 3
cena / jakość 4,5
OCENA KOŃCOWA: 4,2 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
wszystko wygląda przepysznie 🙂
PolubieniePolubienie
Jaki śliczny ogródek ❤ Już wiem, gdzie następnym razem zawitam na kolację 😀 Pozdrawiam serdecznie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba