LOKAL ZAMKNIĘTO Z DNIEM ZLIKWIDOWANIA DOLNYCH MŁYNÓW
Wraz z J. i P. w lutowy 2020 wieczór zawitaliśmy do Cargo na kolację. Przy samym wejściu zostaliśmy przywitani przez kelnerkę i odprowadzeni do zarezerwowanego stolika.
Zanim przejdziemy do jedzenia, spójrzcie na zdjęcia wnętrz – skoro mogę je Wam pokazać, to nie będę się w temacie rozpisywał.
Karty dostaliśmy natychmiast, a z menu wybraliśmy dwie przystawki, zupę i kilka dań głównych.
Nie cierpię płacić za wodę. Wiem, że to najprostszy zarobek dla restauratora, ale nic mnie tak nie drażni jak 8 – 10 złotych za 200 ml buteleczkę Kroply Beskidu. W Cargo jest uczciwie – za litr wody w karafce (prawdopodobnie przefilttrowanej kranówki) jest się szczuplejszym tylko o pięć złotych.
No dobrze, czas przejść do strawy.
- tatar ze strusia (38 PLN) zaskoczył wielkością. Myślę, że nie skłamię jeśli napiszę, że na talerzu znajdowało się co najmniej 150 gram świetnego mięsa. Tak między Bogiem, a prawdą to gdybym nie wiedział, że pochodzi od ptactwa to sam, ot tak bym się tego nie domyślił. Czerwone, idealnie posiekane i doprawione mięsiwo świetnie grało z marynowanymi borowikami i truflowym majonezem. Podaje się do niego rillettes z gęsi, masło i przecudnie chrupiące, wypiekane na miejscu, arcyświeże pieczywo. Wyśmienity starter.
- delikatne, szafranowe risotto o zwartych ziarnach skomponowano z podmsażonym tofu i fasolą edamame (24 PLN). Odrobinę cytrynowa (dzięki owocowi yuzu) przystawka, nie należała do małych. Oceniona przez K. pozytywnie.
- czarny makaron, krewetki, kalmary, mule, fasola edamame (39 PLN) P. wyjadł do zera. Zestawienie ugotowanej w punkt pasty z orientalnymi warzywami to świetny pomysł – w końcu jakaś rześka propozycja na owoce morza, a nie oklepany sos pomidorowy.
- pikantny bulion wołowy, pieczone warzywa z czosnkiem i chorizo, kukurydziany chrust (24 PLN) – te składniki uczyniły J. niezdolną do dalszej konsumpcji. Wywar pyszny, składniki również świetne, ale skandalicznie dobra zupa (tak stoi w menu) okazała się bardzo, ale to bardzo treściwa, a biedna J. zamówiła jeszcze drugie danie…
- pieczeń cielęca w pieprzowo – porowym sosie z podsmażanymi kopytkami i chutney z gruszki i żurawiny (41 PLN) rozczarowała. Po pierwsze przez owszem miękkie, ale całkowicie okradzione z jakiegokolwiek smaku mięso, po drugie przez strasznie mdły sos, a po trzecie przez gorącą i ciapowatą żurawinę.
- policzki wołowe (42 PLN) wręcz przeciwnie – cudeńko. Arcymiękkie, pływające w gęstym, mocnym, aromatycznym sosie z kawałkami leśnych grzybów w towarzystwie twardawych, pasiastych rustykalnych warzyw otworzyły kulinarne niebiosa. Niby proste, ale przygotowane wzorowo. Pod stertą wymienionych ingredientów spoczywały cztery wielgachne czosnkowo – ziołowe ziemniaczane talarki. Zaiste bezbłędny talerz.
- polędwica z dorsza na chrupiąco (52 PLN) nie miała sobie za grosz chrupotania – skąd więc taka nazwa skoro owinięto ją pączkowym, bardzo miękkim ciastem? Ryba bez zastrzeżeń – super delikatna i smaczna. Frytki z batata z odrobinę słodkim dzięki dodatkowi mango majonezem. Sałatka z cytrusów, rukoli i groszku orzeźwiająca. Uczciwa i wielka opcja – trzy kawały ryby to nie przelewki.
Po takiej biesiadzie z deseru nici. Serio! Nie wcisnęlibyśmy w siebie nawet jednego ciastka na cztery osoby!
Ależ się w Cargo zmieniło od czasu mojej ostatniej wizyty ponad dwa lata temu. Wtedy porcje należały do tych mikrych, teraz są uczciwie duże.
Poprawiła się również obsługa, której wyraźnie zależy na wysłuchaniu opinii gości oraz ich dobrym samopoczuciu.
Do Cargo na pewno wrócę. Jako, że od ostatniej wizyty minęły ponad dwa lata, z dniem tej recenzji wystawiam oceny końcowe od nowa.
- www: https://www.facebook.com/CargoKrakow/
- śniadania: brak
- lunche: zupa, przystawka, danie główne, deser – 39 PLN, trzy wybrane z wymienionych – 29 PLN
- parking: publiczny płatny pon-SB przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: brak
- taras / ogródek: spory zewnętrzny taras
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA): lokal / wystrój 4 wielkość porcji 4 smak 4 obsługa / serwis
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 4
smak 4
obsługa 3,5
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 3,9 / 5 (tutaj sprawdzisz co się składa na oceny)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
RECENZJE SPRZED PONAD TRZECH LAT
W czerwcowy wieczór 2017 roku zawitaliśmy wraz z kumplami do nowo otwartej restauracji należącej do grupy Scandale – Cargo Grill & Deli. Znajduje się ona w kompleksie Tytano przy bardzo popularnej ostatnimi czasy ulicy Dolnych Młynów. Więcej o tej lokalizacji przeczytacie w poście o Międzymiastowej.
Był ciepły wieczór, więc zajęliśmy miejsce na zewnętrznym, podwyższonym tarasie przy bardzo zakurzonym i brudnym od spadających z drzewa pyłków stoliku.
Po zwróceniu na to uwagi kelnerce, dziewczyna przetarła nam krzesełka, ale samego stolika już nie – luz poradziliśmy sobie sami serwetkami. O wymianę sztućców na czyste również musieliśmy poprosić. Tak czy siak krzywda nikomu się nie stała, ale wybredny klient widząc taki stolik albo by sobie poszedł albo zrobił aferę. W okresie ogródkowym przydałoby się mieć nad tym kontrolę.
Dostaliśmy menu „reprezentujące kuchnie z różnych stron świata”, ale ponadprzeciętnej liczby państw się tam nie doszukałem (do wglądu tutaj). Doszliśmy do wniosku, że zaczniemy od dwóch przystawek do podziału na nas czterech. Próbując dowiedzieć się od kelnera o sery jakie znajdują się na desce tych przysmaków dostaliśmy info tylko o jednym z nich (innych nie pamiętał). Testu wiedzy o terrine z serca i policzków też nie zdał gdyż poinformował nas, że póki co tej pozycji nie możemy zamówić „bo nie przyszła maszyna do ich przygotowywania„. Gdy zapytaliśmy cóż to za maszyna nie usłyszeliśmy odpowiedzi. Nie chcąc już go bardziej męczyć, zamówiliśmy to co było dla nas jasne:
- krewetki z chorizo i masłem czosnkowym – 34 złote za 3 sztuki wydaje się lekko przesadzoną kwotą – kelner wiedząc, że jest nas czterech mógł szepnąć o tym kucharzowi to może dałby chociaż jedną więcej. A tak serio, to całkiem poprawne połączenie owoców morza z wieprzowym mięsem.
- tatar wołowy (32 PLN) – dobry, całkiem dobry, nieźle posiekany, podany wraz z żółtkiem, czerwoną cebulką, ogórkami i grzybkami oraz dwiema kromkami świeżej bułeczki, które na oko miały ze 20 gramów. Minimalizm, ah minimalizm.
Połechtaliśmy żołądki, wypiliśmy po piwku, przyszedł czas na konkrety. Restauracja specjalizuje się w mięsie, owocach morza i rybach. Ciekawostką jest to, że sami możemy wskazać ze „sklepo-wystawki”, która ryba się nam podoba i wtedy kucharz ją dla nas przyrządzi (możemy również zakupić ją do domu, podobnie sprawa ma się z sezonowaną w Cargo wołowiną).
Na ryby nikt nie miał ochoty. Zamówiliśmy dwa burgery (jeden za 30, drugi za 33 PLN) i dwie polędwice wołowe.
Jeśli chodzi o te pierwsze, to chłopakom smakowały i szybko się z nimi uporali. Smaczne frytki, ale znowu malutka ich porcja nie posiliły jednak ich brzuchów tak dobrze jak robią to streetfoodowe burgery.
Wraz z F. skusiliśmy się na polędwicę wołową (53 PLN) która wg menu powinna ważyć 200g. Ja rozumiem, że waga podawana w karcie jest wagą surowego mięsa, ale to co dostałem na talerzu ważyło maksymalnie 120, no może 140g. Czy to jest około 200g? Nie wydaje mi się!
Mięsa usmażono dokładnie wg naszych życzeń. Moje medium bardzo dobrze się kroiło (również dzięki super drewnianemu, masywnemu nożowi). Było intensywne w smaku i czerwoniutkie w środku z delikatnie chrupiącą otoczką. Dookoła rozsypano kolorowy pieprz oraz gruboziarnistą sól. Zamówiony do zestawu ziemniak ze śmietaną (7 PLN) był po prostu smacznym przepołowionym, pieczonym w skórce ziemniakiem z kwaśną śmietaną – dokładnie takim prostym dodatkiem jak ten opisany w menu – nie spodziewałem się fajerwerków i takowych też nie było.
Skończyliśmy jeść i wszyscy mieliśmy niedosyt. Nie smakowy, lecz ilościowy. Morał tej opowieści jest prosty – jeśli w Cargo facet chce się najeść musi zamówić co najmniej trzy dania (przystawka/zupa, danie główne, deser)
Obsługa kelnerska musi się jeszcze troszkę podszkolić, chociaż trzeba przyznać iż na wejściu goście są bardzo miło witani przez sztab pracowników. Jest potencjał i czuję, że niebawem wszystko będzie tykać jak w szwajcarskim zegarku.
Kolacja z kumplami byłaby całkiem spoko gdyby nie fakt, że nikt się zbytnio nie najadł. Porcje należą do małych i trzeba mieć to na uwadze.
Po tej jednej wizycie coś jednak nie dawało mi spokoju i nie do końca wiedziałem jak finalnie ocenić Cargo. Następnego dnia wpadłem więc punkt 12:00 na trzydaniowy lunch w cenie 29 złotych.
Gęsty i zimny arbuzowy chłodnik z prawdziwym serem feta (raczej nie marketowa Favita) i miętą smakował bardzo dobrze. Idealna opcja na upalny dzień.
Podane z warzywami z patelni i sezamem dwa kawałki kurczaka w panierce panco bardzo dobrze chrupały. Jarzyny były świeże i sprężyste, słodko – ostry sos chili idealnie pasował do panierowanej kury.
Mistrzem jednak okazał się deser – brownie z burakami. To amerykańskie ciastko w takiej dziwnej niejako wariacji było nieziemskie. Owy specyfik utwierdził mnie w przekonaniu, iż warto raz na czas zjeść inny deser. Mięciutki buraczany mus nie narzucał się smakiem, a chrupiąca czekoladowa góra łatwo poddawała się krojeniu pod naporem widelca. Coś pięknego!
W kwestii serwisu i czasu muszę napisać dwa zdania. Podczas konsumpcji byłem jedynym gościem w lokalu i nie ukrywam miałem nadzieję na szybką szamę. Niestety zupę dostałem po 20 minutach, drugie danie po kolejnych 20-tu, na deser też poczekałem kolejne dziesięć. Trochę za długo jak na szybki lunch.
Lunch zarówno smakowo jak i wielkościowo spełnił w 100% pokładane w nim nadzieje.
Jeśli będę miał okazję do Cargo wrócę na lunch. Z racji małych porcji, dania główne raczej już odpuszczę.
rzeczywiście ten lunch ma normalne porcje i można się najeść. Tym kawałkiem wołowiny to ja na pewno bym się nie najadła. Dla mnie to przystawka raczej 🙂 Ale za tyle pieniędzy? I to czyste mięso, dodatki płatne osobno… Przesada.
PolubieniePolubione przez 1 osoba