Brauhaus zur Post to drugie z miejsc odwiedzonych podczas służbowego pobytu we Frankenthal (pierwsza resto opisana tutaj, 4* hotel tutaj). Lokalny browar serwujący oprócz ważonego na miejscu piwa także prawdziwe niemieckie jedzenie.
Niemalże z każdego miejsca w browarze mamy widok na warzelnię oraz tak zwaną piwniczkę fermentacyjną. Przez środek sali wytyczony jest długi na jakieś 10 metrów bar przy którym goście na hokerach raczą się złotym trunkiem.
Udało nam się znaleźć wolny stolik i po paru chwilach dostaliśmy menu. Zupy, sałaty, makarony, steki, kotlety, mięsa z grilla, desery, pełne spektrum alkoholi – czego dusza zapragnie. Od poniedziałku do piątku znajdziemy też specjalną wkładkę z promocyjnymi daniami dnia.
Zamówiliśmy lokalne piwo jasne, później ciemne i wynalazek z colą – tak tak w Polsce w życiu bym takiego nie spróbował. Piwo ze sprajtem pije się od czasu do czasu w lecie, ale z colą? Spróbowałem – tragedii nie było, ale nie przypadło mi specjalnie do gustu.
Na start W. zamówił zupę gulaszową dzięki czemu miał porównanie z polewką z dnia wcześniej z Jahnstuben. Ta miała zdecydowanie więcej dodatków, w tym ze dwa razy tyle mięsa. Wołowina była miękka, całość ogólnie gęstsza i smaczniejsza – W. bardzo sobie chwalił.
Na drugie danie W. skusił się na opisaną w menu super specjalność którą zajadał się sam kanclerz Kohl. Owym majstersztykiem okazała się smażona mortadela wraz z gotowanymi ziemniakami i smaczną kiszoną kapustą. Kto jadł smażoną z patelni mortadelę ten wie że nie ma nad czym się rozwodzić 🙂
Mix mięs z kamienia wraz ze smażonymi na patelni ziemniakami był moim wyborem. Jakież było moje zdziwienie kiedy kelner przyniósł mi drewnianą deskę w której znajdował się ten rzeczony piekielnie gorący granitowy głaz . Na nim skwierczały trzy SUROWE kawałki mięsa o grubości około 2 cm, bez chrząstek, tłuszczu, kości. To my decydujemy jak chcemy mieć wysmażonego kurczaka, wołowinę czy wieprzową łopatkę, solimy i pieprzymy wg uznania – super pomysł.
Smażone ziemniaki są tradycyjnym niemieckim dodatkiem do wielu dań – posypane pietruszką pływały w oleju, podane wraz z masełkiem czosnkowym oraz czerwoną cebulą.
Dodatkami do mięs był ketchup i majonez, kiedyś prawdopodobnie dotrzymywał im kroku jeszcze jeden sos, tym razem zamiast niego była w desce pusta dziura. Zdecydowanie estetyczniej by to wyglądało gdyby w trzeciej wnęce była chociaż musztarda. Skoro jest na nią miejsce to czemu tego nie wykorzystać?
Innymi dodatkami były frytki (również z masłem czosnkowym i cebulą) oraz świeży miks sałat udekorowany startą marchewką.
Negatywem całej kolacji był czas oczekiwania na jedzenie. Od momentu złożenia zamówienia do czasu kiedy pojawiły się drugie dania zdążyliśmy wypić po dwa piwa baardzo wolnym tempem. Myślę, że nie będzie to przesada jak napiszę, że 60 minut minęło na pewno. Usmażenie mortadeli czy wyłożenie mięs na kamień nie powinno tyle trwać. Lokal nie był pełny, więc nie ma na to usprawiedliwienia.
Niespodzianką tego wieczoru był natomiast obsługujący nas kelner, który okazał się polakiem pracującym już od wielu lat w Niemczech. Poopowiadał kilka historyjek i w międzyczasie bacznie zwracał uwagę czy nam czegoś nie brakuje.
Przy następnej wizycie w tym prawie 50 tysięcznym mieście jest szansa, że znowu się tam pojawię.
OCENY (1MIN – 5MAX):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3,5
smak 3,5
obsługa 3,5
cena / jakość 3,5
SUMA 18 (tutaj sprawdzisz co się składa na oceny)
Polub bezfarmazonu na facebooku aby być na bieżąco z nowymi postami.
uwielbiam takie kotleciki z mortadeli, u mnie w domu czasami je robię 🙂
PolubieniePolubienie
No ja już dawno takich nie jadłem ale bardzo dobrze je pamiętam z lat młodzieńczych 😉
PolubieniePolubienie