RESTAURACJA NIECZYNNA
O tym miejscu słyszałem wiele razy od ludzi z pracy. Któregoś dnia Sz. rzucił propozycję, żeby się tam spotkać w październiku 2015 na obiad po pracy. Takim propozycjom się nie odmawia.
Lokal oddalony jest od ulicy jakieś 50m, z zewnątrz wita nas szyld, ale jak człowiek dobrze się nie rozejrzy to może nie zauważyć wejścia.
W środku pierwsze zaskoczenie – prawdziwie tajska obsługa – zero słów po polsku. Jeśli chodzi o wystrój wnętrza to ciężko znaleźć mi określenie inne niż pstrokaty. Wszystko jakby ze sobą niepowiązane, bez konkretnego stylu. Stoły drewniane i plastikowe, tu ławki, a tam krzesła – tak jakby parę osób robiło zakupy meblowe przez wspólnej konsultacji. Plus za przewodniki po Tajlandii i różne broszurki związane z Bangkokiem i tajskimi wyspami.
Po spojrzeniu w menu nie było zaskoczenia – tajskie potrawy, w wysokich cenach. Piwa polskiego akurat zabrakło (chociaż jest w menu) – pozostały dwa rodzaje tamtejsze za 13 PLN sztuka. Podane w takim jakby gąbkowym termosiku – patent podobno oryginalny stamtąd.
Na przystawkę zamówiliśmy sajgonki, które smakowały dokładnie tak samo jak mrożone ze sklepów Kuchni Świata. 6 sztuk za cenie około 60-ciu sklepowych, no ale bez narzekań. Smaczne były.
Kolejna była zupa z kurczakiem – cena coś koło 20 PLN – gorąca, lekko ostra, z wyczuwalnym mleczkiem kokosowe. W środku pełno jakichś niejadalnych części liści i gałęzi. Wiem, wiem to tworzy smak tej zupy, ale ja bym wolał, żeby przed samym podaniem ktoś pozbył się tej niejadalnej zieleniny.
Moje zamówienie przystawkowe to żółte curry z kurczakiem i ziemniakami (brak zdjęcia). Bardzo sycące, smaczne i delikatnie pikantne – idealne. Dwa kawałki kurczaka z kośćmi i mięciutka marchewką. Naprawdę mi smakowało.
Drugie dania to symfonia trzech pad thai z kurczakiem z różnymi makaronami, M. zamówiła żółte curry z kurczakiem.
Pad thai idealny. Wszystkie składniki takie jak trzeba, zero oszczędzania. Orzeszki, kiełki, jajko, delikatnie podsmażony, soczysty i miękki kuczak. Nie ma się do czego przyczepić.
Porcje wielkościowo wcale nie są takie złe. No ok, ja zamówiłem dwa pełne dania i najadłem się maksymalnie, ale jedno by wystarczyło do zaspokojenia głodu.
Koronacją był deser lodowy z kokosa, posypany orzeszkami i jakimś owocem. Delikatny, zimny i nie zapychający.
Fajne jest, to że kuchnia jest otwarta i jak się siedzi w dobrym miejscu można spoglądać na proces przygotowania jedzenia. Obsługa, mimo że nie mówi po polsku to jest uśmiechnięta i robi co może żeby było miło. Co mi się nie podobało to to, że dania podawano bez czasowego ładu i składu. Zakąski mogłyby przyjść razem, a drugie dania później. Ja np dostałem swoje curry ostatni i 3min później już miałem pad-thaia – jadłem dwa na raz.
Znajomi, którzy byli w Tajlandii zgodnie stwierdzili jedząc dania, że to jest dokładnie to co smakowali tam. M. pare razy wspomniała, że wraca myślami do czasów wyprawy.
Uznaję więc to za najlepszy możliwy komplement dla kuchni. No, a ceny? „Krakowska” tajska kuchnia do tanich nie należy, za dwie osoby z przystawkami i napojami wyszło ok 130 PLN. Nie jest to mało, ale dla tych smaków warto.
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 3
wielkość porcji 3
smak 4,5
obsługa 3
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 3,5 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.