Otwarta pod koniec 2016 roku klubokawiarnia Hevre zajęła miejsce klubu Mezcal. Jeszcze wcześniej mieściła się tam siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Krakowiacy. Klimat temu miejscu nadaje jednak jego początkowe przeznaczenie, a dokładnie sam budynek, który ponad 50 lat temu był żydowskim domem modlitewnym.
Obecnie lokal podzielony jest na trzy części. Na samym dole mieści się klub muzyczny, na środkowym piętrze restauracja z antresolą z kilkoma stolikami i widokiem na salę restauracyjną, a na (+1) tzw. sala multimedialna.
W tejże sali doskonała atmosfera tworzona jest przez pieczołowicie odrestaurowane freski z lat 30tych XX wieku, jasne kuliste żyrandole oraz dwa czy trzy stoliki przy których można zasiąść na wygodnych, starych fotelach i kanapach.
Spora przestrzeń nie jest w żaden sposób przytłaczająca, w oknach znajduje się też trochę zieleni. Jest przyjemnie – zresztą zobaczcie sami poniżej.





W styczniu 2025 odwiedziliśmy Hevre wraz z chłopakami aby w gwarnej atmosferze sieknąć alko i niealko napitki oraz przy okazji wrzucić coś na ząb.


Na rozkręcenie apetytu od bardzo uprzejmego kelnera, zaordynowaliśmy trzy deski: serów (70 PLN), mięs (70 PLN) i past (50 PLN). Były ani złe, ani nadzwyczaj dobre.



Słabymi okazały się miękkie i flakowate antysprężyste krewetki (42 PLN). Frytki z batatów (25 PLN) oraz klasyczne z ziemniaków (19 PLN) jakoś się broniły.



Po ekspresowym uporaniu się z powyższymi poszliśmy w dania główne. Karta jest uniwersalna – zawiera makaron, burgery vege i mięsne, kanapkę, danie obiadowe polskie, meksykańskie i sałatkę. Niezły misz-masz prawda?
Kanapka z szarpaną kaczką (46 PLN) nie zachwyciła ani mięsem, ani pieczywem. Pierś z kurczaka (42 PLN) utopiono w ogromnej ilości kurkowego sosu ze zdecydowanie zbyt dużą ilością czarnuszki (przez którą całość była mocno gorzka), starymi ziemniakami oraz rozgotowanymi brokułami.


W burgerze klasycznym (48 PLN) mięso wysmażono na wiór przez co było twarde i kompletnie nie soczyste, bułka taka sobie, jedynie warzywa dawały radę – całość niespecjalna. Najlepsze, aczkolwiek w dalszym ciągu dalekie od celującego było było chili con carne z wołową łopatką, pomidorami i papryką (44 PLN).


No cóż wszystko smakowało po prostu słabiutko.
Klimat w Hevre jest przyjazny, ale kuchnia zdecydowanie poniżej oczekiwań. Zawiedliśmy się i na jedzenie szybko nie wrócimy.
- IG / facebook
- śniadania: dostępne
- oferta lunchowa: brak
- parking: publiczny płatny przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: brak
- miejsce przyjazne zwierzakom: tak
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3
smak 2
obsługa 4
cena / jakość 1,5
OCENA KOŃCOWA: 2,9 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
RECENZJE STARSZE NIŻ TRZY LATA
Pierwszy raz trafiliśmy tu w styczniu 2018. Minutę po zajęciu miejsc pojawił się uśmiechnięty i uprzejmy kelner wraz z dwustronnicowymi kartami (menu do podejrzenia tutaj). Abyście się zbytnio nie zdziwili napiszę, iż kelnerzy to Ci w czapeczkach z daszkiem, Air Max’ach i luźnych t-shirtach. Jest lajtowo i całkowicie niezobowiązująco.
Długo nad zamówieniem się nie zastanawialiśmy. Obydwa dania pojawiły się na stole po około 15 minutach.
- doskonale posiekany tatar wołowy z wędzoną słoniną i musztardą ułożony na musie z kiszonych ogórków (wg menu również z emulsją z żółtek – tych jednak nie wyczułem). Podane do mięsa, ciepłe (chyba żytnie) pieczywo było pełne, smaczne i treściwe. Do pełni szczęścia przydałoby mi się choćby 10 gramów masła.
Porcja jak widać na zdj poniżej raczej mała – chłop sobie tym nie poje. Mimo wylistowania tatara w kategorii dań, traktowałbym go bardziej jako mini przekąskę (24 PLN).


- w cieplej, maślanej chałce na musztardzie i konserwowych ogórkach spoczywało około 130 gramów szarpanej, długo pieczonej, mięciutkiej wołowiny z policzków. Bardzo nietypowym dodatkiem były jakby octowo-słone frytki których smaku nie mogliśmy za bardzo ogarnąć. Po zapytaniu kelnera o co biega, dowiedzieliśmy się iż są z … kalarepy.
Zestaw był smaczny i pożywny, a takiego fantastycznego i chrupiącego pieczywa nie jadłem już dawno – porcja godna 25 złotych.


Jeśli szukacie miejscówki gdzie wraz ze znajomymi „siekniecie” piwo, drina czy koktajl Hevre jest opcją idealną. Patrząc przez pryzmat dwóch spróbowanych dań, Wasze kubki smakowe również powinny być zadowolone. Tylko nie zabierajcie tam kontrahentów czy klientów biznesowych – luz obsługi, pomimo ich pełnej uprzejmości, nie do końca może się spodobać białym kołnierzykom 😉
P.S. Sporo słyszałem o Hevre’owskich wyśmienitych śniadaniach. Nie byłem i nie próbowałem, ale legenda głosi, że są na prawdę spoko. Podobno równie dobre jak lancze zupa + danie główne + lemoniada = 20 PLN. Kto wie, może kiedyś uda się wrócić i sprawdzić.





Dodaj odpowiedź do magducha88 Anuluj pisanie odpowiedzi