W maju 2022 wybraliśmy się do Luki po długiej niebytności.
Spróbowaliśmy tatara (29 PLN) oraz sałatki z kurczakiem (32 PLN).

Tatar, hmmm…. Smakujące jak gotowe tatarowe, sklepowe mięso przy tej cenie jestem jeszcze w stanie przeżyć, ale usadzone przepiórcze jajo to już gruba przesada. Befsztyk był strasznie suchy i jałowy, podany a’la klasycznie, a brakowało najzwyklejszego masła. Nie do powtórzenia.

Sałatka lepsza, z wystarczającą ilością sosu i smażonym od zera tuż przed podaniem (nie podgrzewanym) w sam raz doprawionym drobiem. Dodatki świeże, jaja poche z wylewającym się żółtkiem. Minus za słabej jakości, niesłodkie koktajlowe pomidory.
Obsługa niezbyt zadowolona z samego faktu, że tam przyszliśmy – żadnego „dzień dobry”, zero uśmiechu i malujące się na twarzy konkretne zmęczenie. Całe szczęście, w trakcie płatności kelnerka pokazała, iż ma w sobie jakiekolwiek pozytywne emocje 🙂
W trakcie szalejącej w Polsce i na Świecie epidemii koronowirusa wspomagamy restauracje stosując się co kilka dni do tagów #zamównawynos i #zamówdodomu.
Początkiem kwietnia 2020 skusiliśmy się na Cheeseburgera oraz sałatkę z kurczakiem. Za dwie pozycje zapłaciliśmy 42 złote (z uwzględnieniem 20% rabatu przy odbiorze osobistym).
Po odpakowaniu uśmiechnęły się nam buźki. Frytki usmażono na złociście, w centralnym punkcie sałatki znajdowało się jajko poche, a bułka od burgera nosiła ślady grilla.
Sałatka hmm zjadliwa. Pomidorki koktajlowe, rzeczone wcześniej jajo, połówka piersi kurczaka (ta akurat świetna i pachnąca), strzępiona sałata i majonezowy sos. Bez szaleństwa i ekstrawagancji – po prostu okey.
Frytki świeże, ze smacznym miąższem, wcale nie posolone (za to plus, bo nie lubię jak kucharz decyduje o jej ilości).
Niestety najgorsze uderzyło nagle i znienacka. Ten okaz z zewnątrz wyglądał OK, chociaż z ilością sałaty ktoś grubo odleciał…
.. ale po przekrojeniu czar prysł i jego tragedia ukazała się w pełnej krasie. Widzicie to mięso ???
Cóż z tego, że usmażone według prośby „medium” skoro nawet po wyjęciu z bułki nie dało się go rozerwać na pół. Twarde jak podeszwa, kompletnie nieprzyprawione – ewidentnie wrzucone na grilla prosto z zamrażarki – coś strasznego. Dawno nie widziałem czegoś tak obrzydliwego.
Nie zjadłem ani kęsa, posiliłem się tylko smaczną bułką, warzywami i sosem. Ilością sałaty można by wykarmić stado królików – wylądowała w koszu.
Serce mi się kraje, że to piszę, ale takiego kulinarnego „przeboju” nie życzę nikomu. Po trzech próbach dla mnie sprawa jest jasna – Luca kompletnie nie zna się na bugsach i szef kuchni powinien je całkowicie zdjąć z oferty. Menu i tak jest duże – po co trzymać w karcie coś, w przyrządzaniu czego ewidentnie brakuje umiejętności??
Nie żywię urazy do kucharza, czy Luki i w sumie sam nie wiem czemu. Być może przez wzgląd, że bardzo ich lubię z powodu bliskiej odległości od domu.
Nie mogłem tego odpuścić. Chwyciłem za telefon i grzecznie opowiedziałem Pani wszystko co napisałem powyżej. Usłyszałem przepraszam i zapewnienie, że zostanie to przekazane na kuchni. Nie pytałem o żaden rabat czy zwrot kasy, takowy również nie został zaproponowany.
No nic, od Luki robię sobie dłuższą przerwę – takiej negatywnej lekcji nie da się niestety szybko zapomnieć…
Kiedy usłyszałem, że w nowych blokach „na Reducie” otworzyła się restauracja, nie mogłem się doczekać kiedy w końcu się tam wybiorę i sprawdzę co w trawie piszczy. Ludzie gadali, że karmią tam dobrze, ale wiadomo słuchy słuchami, a rzeczywistość bywa czasami okrutna.
Trzy wizyty w styczniu 2020 wystarczyły abyśmy wyrobili sobie na ich temat własne zdanie. Ale po kolei…
Na start napiszę o czymś z czego z pewnością będą zadowoleni rodzice i dziadkowie czyli o znajdującym się pod schodami nieźle wyposażonym kąciku dla dzieci. Kontynuując wywody o lokalu nie sposób nie zauważyć sporej jak na osiedlową knajpę przestrzeni jaką dysponuje Luca.
Wnętrze jest ładne, trochę loftowe, ceglane z czarnymi wstawkami i żywymi kwiatami.
Powyższe zdjęcie zrobiliśmy owszem w weekend, ale zaraz po pracy. Wchodząc do Luci (jak to ładnie brzmi) wieczorem, ot tak prosto z ulicy, tej kanapy raczej nie uświadczycie wolnej. Dacie wiarę, że mimo kilkudziesięciu mniejszych i większych stolików w któryś piątkowy wieczór mieliśmy problem aby znaleźć miejsce?
I tu przechodzimy do kolejnego punktu czyli obsługi, która przez wszystkie trzy wizyty wywarła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Wracając myślami do dnia kiedy nie mieliśmy gdzie usiąść, kelnerzy nie powiedzieli „przykro nam” tylko zaczęli się zastanawiać jakby nas usadzić. Dzięki ich zaangażowaniu udało się ogarnąć czteroosobowy stolik ówcześnie zajmowany przez parę, która zgodziła się przesiąść do mniejszej dwójki na górnej sali.
W trakcie trzech wizyt, obsługiwały nas trzy różne osoby i za każdym razem należycie o nas dbano.
W Luce karty podaje się natychmiastowo, zamówienia notuje bez błędów, a w międzyczasie obsługa upewnia się czy gościom niczego nie brakuje. Taką pozytywną aurę zaobserwowaliśmy nie tylko przy naszym, ale i innych pobliskich stolikach. Człowiek czuje się naprawdę dobrze i o to właśnie w takich osiedlowych knajpkach chodzi – o swobodę niemalże jak w domu – nie inaczej było z nami. Ale ale, żeby nie było tak kolorowo to muszę wspomnieć, że domowe WIFI działa mi zdecydowanie lepiej niż to w Luce. Tak wiem to czepialstwo, ale fakty są faktami – jeśli nie siądziecie przy oknie tylko w głębi sali możecie mieć również problem z zasięgiem komórkowym. Piszę to jako ostrzeżenie dla potencjalnych gości, którzy wymagają silnego zasięg GSM i internetu, bo na przykład pracują zdalnie.
No dobrze przejdźmy do meritum czyli tego co tygryski lubią najbardziej – jedzenia! Pierwszą wizytę odbyliśmy wraz z sąsiadami przyjaciółmi I. i D. Obydwoje skusili się na pizze
- pepperoni (25 PLN) z sosem pomidorowym, mozzarellą i salami oraz
- parmę (27 PLN) z sosem pomidorowym, mozzarellą, prosciutto crudo, rukolą i serem Grana Padano.
Szczerze powiem, że mi nie siadły, tylko akurat ja nie jestem w tym przypadku obiektywny, gdyż na zabój kocham pizze neapolitańskie z super mokrym środkiem i napompowanymi brzegami. Placki serwowane w Luce są zgoła inne. Ciasto mają zwarte, a brzegi chrupiące, dodatkowo są chyba odrobinę większe niż okrągłe odpowiedniki. Jeśli wierzyć Pani to mierzą 20 x 40 cm, więc z prostej matematycznej kalkulacji ich pole powierzchni przebija to wyliczone dla standardowej napoletany o średnicy 30 centów.
Współtowarzysze określili pizze jako dobre jednocześnie zwracając uwagę na zbyt dużą ich zdaniem ilość ziół którymi były posypane. Do jakości i oryginalności składników nie mieli zastrzeżeń.
Kilka razy już o tym pisałem, więc może się powtórzę, ale szanuję miejsca gdzie swój obiad można choćby odrobinę skonfigurować według własnych upodobań. Luca w cenie każdego dania głównego pozwala wybrać czy chcemy je dostać z pieczonymi ziemniakami, frytkami czy kaszą. Oprócz węglowodanowych dodatków w zestawie oferuje się również bukiet sałat.
- K. poprosiła o polędwiczki wieprzowe marynowane w rozmarynie i miodzie z pieczonymi ziemniakami oraz sałatką (34 PLN). Mięso usmażono idealnie na miękko, ale potrzymałbym je dłużej w marynacie, bo bez tego rozmarynowego pyłku brakowało mu smaku: więcej soli i pieprzu bankowo by nie zaszkodziło. Kartofelki nie spalone, acz miękkie z odchodzącą skórką rzeczywiście z piekarnika lub jakiejś żeliwnej patelni, a nie jak to czasem bywa mimo zapisania w menu, że „pieczone” to smażone w głębokim oleju. Sałatka dziwna, z czymś a’la vineagrette i sezamową posypką. Estetyka podania na plus.
- ja na pierwszy ogień musiałem spróbować klasycznego burgera z ogórkiem, pomidorem i sałatą w towarzystwie frytek i ketchupu (25 PLN). Potrzebowałem sporej dawki energii, szczególnie że zawitaliśmy tam świeżo po treningu – ten wybór rozumiał się sam przez się. Burger przepołowiono na moje życzenie. Mięso wysmażono odrobinę za mocno, bo tuż przy granicy well done. Ale to już trochę czepialstwo, bo poziom medium przekroczono może o kilkanaście sekund grillowania na stronę. Popracowałbym nad pomidorem, gdyż siedzący w środku, niedojrzały i twardy okaz delikatnie tylko przeszkadzał. Sezamowa, bardzo cienka bułka dzięki zgrillowaniu z dwóch stron była w sam raz chrupiąca. Frytki smażone na świeżym oleju na miękko, zarówno na zewnątrz jak i w środku – smakowały mi. O burgerze nie wyrobiłem sobie zdania i wiedziałem, że znowu go niebawem „pocisnę”.
Z lokalu wyszliśmy na lekkim rauszu, gdyż nie mogliśmy odpuścić degustacji domowych nalewek (40 ml w cenie 7 złotych). Polecam czarny bez, wiśnię, cytrynówkę i pigwę.
Byłem pewny że wrócę i jak się okazało nie musiałem długo czekać, bo stało się to już dzień później kiedy zawitaliśmy tam wraz z B. i M. celem pogadania o wakacyjnym wyjeździe. Jeden z nas zmył się po półtorej godzinie, ale ja z B. oprócz kilku shotów Wyborowej i kufelka Kozela spróbowaliśmy dwóch kolejnych pozycji z karty:
- trzy bruschetty zapiekane z pomidorami, mozarellą i pesto (14 PLN) B. skonsumował w ekspresowym tempie. Zauważył sporą ilość oliwy i docenił świeżość pieczywa.
- żeby sprawdzić jak się mają sprawy z powtarzalnością poprosiłem o burgera BBQ (27 PLN) z sałatą, pomidorem, ogórkiem i bekonem. Tym razem zaznaczyłem jednak, że bardzo chciałbym go dostać wysmażonego na średnio. Jak poprosiłem tak dostałem i w sam raz przyprawione mięso charakteryzowało się zdecydowanie większą niż 20 godzin wcześniej plastycznością. Tym razem bułkę wrzucono na opiekacz na pięć sekund albo na zimny ruszt – odbiły się na niej tylko żeberka, a nie była ani ciepła ani chrupiąca (zresztą widać na zdj poniżej, że jest „surowa„). Ta bułka nie miała sezamu, na zimno smakowała bardzo słabo, a przy próbie jedzenia rękoma rozwalała się w dłoniach zarówno jej górna jak i dolna część. Tego hamburga trzeba niestety jeść sztućcami, a czy jest coś gorszego niż używanie narzędzi do bugsa?? Bekon wysmażono wg sztuki, pomidor tak samo jak dzień wcześniej nadawał się tylko do wyrzucenia. Frytki jak najbardziej na plus. Łupków zamiast talerzy nie cierpię, ale to kwestia gustu.
Powtarzalności w burgerach zabrakło, ale do trzech razy sztuka. Mam nadzieję, że w Luce postarają się o dobre pieczywo, wtedy może uda się wejść na wyższy poziom.
Po około tygodniu na ruszt poszedł podawany z pieczywem, fenomenalny, turbogorący żurek na zakwasie (13 PLN) z całym jajcem i ogromną ilością białej kiełbasy oraz cienko krojonego boczku. Ta micha spokojnie mogłaby robić za pełnoprawne danie dla osoby odczuwającej mały (a być może nawet średni) głód. W smaku szczerze wyborny.
Przez bardzo aktywny dzień nie odczuwałem małego głodu, a wręcz przeciwnie – ja nim przymierałem! Dlatego poprosiłem o coś z dużą ilością węglowodanów – pappardelle z chorizo i czarnymi oliwkami w sosie pomidorowym (27 PLN).
Pierwszym o czym należy napisać jest to, że ta porcja powaliłaby niejednego dzika. Tzn mnie nie powaliła, ale niewiele brakowało. Na zdjęciu tego nie widać, ale talerz mierzy ze 30 centów średnicy oraz połowę tego na głębokość. Jeśli chodzi o smak to nie mam się do czego przyczepić. Sprężysty makaron, charakterna kiełbasa, dobry sos. Proste i sycące danie.
K. zmierzyła się z piersią z kurczaka w sosie kurkowym z sałatką i frytkami (32 PLN). Drób przyrządzono tak delikatnie na soczyście, przydałoby się utopić go jednak w odrobinę większej ilości kurek i samego sosu.
Luca przez sporą ilość dań na pewno jest w stanie usatysfakcjonować sporą rzeszę gości, ale z drugiej strony zastanawiam się czy jest to dobra droga. Karta uginająca się od ponad dwudziestu pozycji plus kilku burgerów i kilkunastu pizz może spowodować spadek jakości. Kurcze obym się mylił, bo zamierzam do Luci wracać. Mam ją relatywnie blisko, podoba mi się i dzięki świetnej, życzliwej i pomocnej ekipie kelnerskiej bardzo dobrze się w niej czuję. I jak już wcześniej napisałem, o to w takich miejscach chodzi! „Osiedlówki” powinny tętnić życiem, powodować żeby ludzie wychodzili z domów, spotykali się z sąsiadami na neutralnym gruncie, a dzieciaki wspólnie ganiały po lokalu.
Jeśli włodarze tego miejsca wrzucą do internetu pełne menu, wprowadzą do oferty lunche dnia za dwie dyszki i śniadania w weekendy to trzeba będzie pomyśleć o jakiejś karcie członkowskiej…
- www: https://www.facebook.com/LUCA-Restauracja
- śniadania: brak
- lunche: brak
- parking: publiczny przy blokach na ulicy Reduta oraz 100 metrów dalej za mostkiem przy cmentarzu
- kącik dla dzieci: jest pod schodami na poziomie zerowym
- ogródek / taras: w zimie brak, a jak przyjdą cieplejsze dni to ma być dostępny duży zewnętrzny ogródek
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3,5
smak 2
obsługa 2
cena / jakość 2
OCENA KOŃCOWA: 2,7 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
lubię takie osiedlowe knajpy, w przeciwieństwie do tych w typowo turystycznych miejscach, nastawione są na wiernego klienta i dbają o jakość i dobrą atmosferę 🙂
PolubieniePolubienie
A czy można zoorganizować u Państwa komunię?
PolubieniePolubienie
W tej sprawie proszę kontaktować się z restauracją. Nasz blog nie pośredniczy w takich sprawach.
PolubieniePolubienie
W krakowie coraz więcej jest dobrych pizzerii i takich średnich też. W zasadzie ciężko aż się połapać. Moja metoda jest taka, że próbuję przynajmniej co tydzień spróbować zjeść w nowym miejscu. Zapisuje najlepsze i tak robię listę sprawdzonych miejsc
PolubieniePolubione przez 1 osoba