Czerwcowa niedziela 2018 zaowocowała pomysłem zjedzenia obiadu poza domem. Po chwilowym namyśle na rodzinny posiłek wybraliśmy przyjemny i duży obiekt w Pawłowie – Centrum kongresowo / hotelowo / weselno / restauracyjne – Regent.
Zasiedliśmy przy stoliku, a chwilę później dostaliśmy książkowe karty menu. W środku zupy, mięsa, ryby, makarony, sałatki, dania barowe, desery.
Po krótkim namyśle na ręce Pani, która sądząc po jej minie wstała lewą nogą, złożyliśmy zamówienia.
Całkiem szybko, bo po około dziesięciu minutach podano zupy:
- rosół z makaronem (6 PLN) – bez charakteru i smaku, podobnie jak…
- flaki wołowe (8 PLN) którym brakowało przypraw i które bardzo dziwnie pachniały. Na stole niestety nie było ani soli, ani pieprzu ani nawet pospolitej maggy do zup. Wybrałem się więc po nie do baru, ale kiedy po pięciu minutach nie pojawiła się w pobliżu żadna kelnerka, wróciłem do stołu i dojadłem samo rzadkie. Flaki były bardzo słabe, a taką miałem na nie ochotę
Nie powiem żebym po tych zupach był pełny optymizmu, ale co tam w końcu to „tylko” polewki. Dalej będzie lepiej – pomyślałem.
Niestety lepiej nie było
- 200g pierś z grilla na szpinaku z ziemniakami i zestawem surówek (22 PLN) w menu widnieje z ryżem i warzywami z pary. Podczas zamawiania nie było problemu z wymianą dodatków na te ze zdjęcia, ale niestety ktoś sobie o tym zapomniał i do stolika dostałem wersję oryginalną. Po delikatnym na ten fakt zwróceniu uwagi, Pani która przynosiła nasze dania przez cała salę krzyknęła do „naszej” kelnerki czy aby na pewno takie „inne” zamawiałem. Powiem Wam, że grymas tej drugiej był bezcenny – dawno nie widziałem takiego focha – serio! Na poprawkę odczekałem 15 min, a gdy już pojawiła się „nasza” kelnerka z tym moim nieszczęsnym daniem to talerz niemalże rzuciła na stół. Gdybym nie był z rodzicami, moja reakcja byłaby ostra, a tak po prostu siedziałem nieźle zszokowany co tu się wyprawia. Smak niestety nie zrekompensował tej katastrofalnej akcji. Ziemniaki owszem się broniły, bo nie były rozgotowane. Pierś sucha jak wiór, płaska i kompletnie bez smaku, szpinak mdły jak cholera. Wszystko smakowało tak, jakby na kuchni skończyła się sól.
- sałatka Cesar z kurczakiem (16 PLN) została podana z taką ilością grzanek, że najadłby się nimi cały kurnik, a jeśli gdzieś obok wypasałyby się króliki to i one byłyby syte po tym całym opakowaniu miksu sałat. Poszukiwania kurczaka w tej przepastnej misie należałoby prowadzić z lupą.
- okrutnie octowa sałatka z łososiem (18 PLN) ryby owszem miała całkiem sporo, ale cóż z tego skoro starej i po prostu niedobrej. Kawałki przesolone i z wieloma czarnymi częściami. Ble.
- gyros (150g) z frytkami i surówkami (22 PLN) był chyba jedynym daniem w którym mięso dało się jeść bez narzekania. Frytki takie miękkie – nie najlepsze, ale jadłem też i gorsze. Sos czosnkowy znośny.
- 200g stek z wieprza z grilla z opiekanymi ziemniakami i surówkami(22 PLN) powinien wylądować u szewca jako zamiennik zniszczonych podeszw do butów. Biedny tato nieźle się mordował z jego krojeniem i gryzieniem. Ziemniaki usmażone kilka minut za długo w gorącym oleju – lekko już zalatywały niepierwszą jego świeżością.
A na koniec surówki. Każda jedna z nich spokojnie mogłaby kandydować na NAJGORSZĄ surówkę opisaną na tym blogu. No po prostu brak słów. Albo przekiśnięte, albo całkowicie bez smaku, albo jakieś zleżane. Masakra i straszne ohydztwo – zostawiliśmy je na talerzach tak jak przyszły.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że w jakąś niedzielę w Regencie dostał jedzenie poweselne. I tak jak ciężko mi było w to uwierzyć, tak po tej wizycie już nie. Obiad który „mieliśmy przyjemność” konsumować był zdecydowanie najgorszym jaki dane nam było jeść w rejonach Chełma.
Ale żeby być uczciwym chciałbym wspomnieć o innej wizycie, która miała miejsce w w połowie 2017 roku. Wtedy też wraz z rodzinką, ale trochę większym gronem wpadliśmy na obiad. Świętowaliśmy pewną rocznicę – menu i termin były ustalone z góry.
I zgadnijcie co? Wtedy było wporzo. Rosół doprawiony, świeży, gorący, esencjonalny, mocny w smaku.
Dobrze rozbity schabowy z chrupiącą panierką (z kompletnie niewyczuwalnym żółtym serem – nie wiem po co on tam był) reprezentował normalny polski poziom. Surówki świeżutkie, ziemniaczki też.
Po dwóch wizytach wniosek jaki mi się nasuwa jest taki, iż w Regencie owszem można spróbować zoorganizować przyjęcie, ale bynajmniej ja nigdy na obiedzie z nieprzymuszonej woli się tam już nie pojawię.
Regentowi mógłbym dać drugą szansę gdyby kulało jedno danie, no dobra nawet dwa – ale nie wszystkie. I do tego ta PRLowska obsługa. Jestem w stanie zrozumieć potknięcie kucharza, czy gorszy dzień nieprzyjemnej kelnerki, ale jeśli danego dnia wszystko jest na NIE i ciężko jest znaleźć jakikolwiek pozytyw to mam związane ręce.
Także Regenta NIE POLECAM. Jest tyle fajnych miejsc w okolicach Chełma, że nie ma co psuć sobie nerwów i zdrowia.
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 3
wielkość porcji 4
smak 1,5 (byłoby 1, ale podczas wcześniejszej imprezy było ok, więc podnoszę o pół pkt)
obsługa 1
cena / jakość 1,5 (komentarz taki jak dla kategorii smaku)
OCENA KOŃCOWA: 2,2 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Chełma i okolic.