Estoński Tallin był naszym kolejnym stopem w podróży wakacyjnej we wrześniu 2017.
Kilka nocek spędziliśmy w kosztującym 40 euro za dobę (bez śniadań) 2* hotelu Economy znajdującym się 5 min spacerem od Starego Miasta i minutę drogi od dworca i przystanku tramwajowego.
POKÓJ był bardzo, ale to bardzo mały. Tuż za drzwiami wejściowymi znajdowała się otwarta szafa z paroma półkami, telewizor kineskopowy bez pilota (ale podobno dostępny dla chętnych w recepcji), szafka nocna oraz biurko z dwoma krzesłami. Podwójne, stare, drewniane okna niezbyt dobrze chroniły przed dźwiękami z zewnątrz, zasłonki były trochę zbyt delikatne aby odciąć się od świata zewnętrznego.
Mimo iż nie było czajnika, gorąca woda, herbata czy kawa była zawsze dostępna w recepcji.
ŁAZIENKA również bardzo mała, ale z bardzo nowoczesną kabiną prysznicową, która całkowicie nie pasowała do 2* (to pozytyw)
Dla zmęczonych turystów na pięterku znajdował się fotel z masażem (włączający się po zasileniu euro bilonami) oraz obszerne skórzane wypoczynki.
Hotel nie oferuje żadnych SPORTOWYCH ATRAKCJI.
Bardzo słabe WIFI często rwało i nie chciało się połączyć.
W cenie noclegu zagwarantowany jest niestrzeżony miejski PARKING znajdujący się pół minuty drogi od hotelu. Doba na tym parkingu kosztuje 2 euro dla każdego z ulicy więc w sumie to słaby dodatek.
OBSŁUGA miła i pomocna w każdym aspekcie.
Podsumowując, hotel dobry na jedną, maksymalnie dwie nocki – powyżej tego czasu można nabawić się klaustrofobii.