Dziś teleportujemy się do hotelu tylko dla dorosłych mianowicie czterogwiazdkowego butikowego Garmond Tribute Portfolio zlokalizowanego w kamienicy wybudowanej w 1938 roku.
Hotelowy styl art-deco (trochę baroku, kubizmu i secesji) nawiązuje do okresu międzywojennego – tu i ówdzie można zauważyć smaczki odnoszące się właśnie do tamtych lat.
Właśnie w takim klimacie końcem października 2024 odbyła się Kolacja u Dąbrowskiego na którą zostaliśmy zaproszeni.
Owe kolacje to nic innego jak podróż po smakach okresu miedzywojennego. Każde spotkanie to kilkudaniowy posiłek ze specjalnie dobranymi alkoholami oraz muzyką na żywo.
W trakcie trzygodzinnej uczty, Konferansjer przybliża historię dań, szefowie kuchni opowiadają o ich składnikach oraz wykonaniu, a sommelier odkrywa tajniki etykiet sparowanych alkoholi.









Ile to kosztuje? Sześć perfekcyjnie wykonanych, sporej wielkości dań oraz zestawienie alkoholu to w pierwszych dniach zapisów wydatek 300 PLN / osoba. Później, jeśli się nie mylę cena rośnie o 5 dyszek.
Należy wspomnieć, iż obowiązuje elegancki dress code nawiązujacy strojem, badź chociaż akcentem do miedzywojennej Polski.
No i proszę przyjdźcie głodni. Gwarantuję, że dania wraz z amuse bouche oraz domowym pieczywem z masłem nie pozwolą Wam opuścić restauracji z choćby najmniejszym poczuciem niedojedzenia.
Za pierwszym razem do restauracji Kuryer wybraliśmy się w czwórkę w marcu 2024, aby po całym tygodniu pracy zaczerpnąć odrobinę kulinarnej radości.
Pierwsze spojrzenie na kartę rozwiało nasze wątpliwości. Hotel i restauracja należą do sieci Marriott – ceny dań głównych ową przynależność potwierdzają.
Celem oszczędzenia kilku złotych skorzystaliśmy z oferty aplikacji oferującej zniżkę 50% na jedzenie przy zamówieniu przez każdego z gości co najmniej jednego koktajlu. Od razu napiszę iż Long Island Iced Tea (39 PLN) mają jak najbardziej okey.
Kolację rozpoczęło amuse bouche w postaci koperkowego masła z domowym pszennym i żytnim pieczywem. Plus za wzorową konsystencję i świeże chleby.

Śledź w marynacie korzennej z akcentem buraczanym i zielonym jabłkiem świetny (34 PLN).
Awanturka krakowska (38 PLN) w formie dwóch połówek obwarzanka z kremowymi serkami: buraczanym oraz koperkowym z wędzoną makrelą również pyszna. Niestety mówimy tu o dwóch małych kanapeczkach w kwocie prawie 4 dyszek, ale owe kromeczki były iście smakowite


Paté z gęsich wątróbek z konfiturą wiśniową, sałatką z kompresowanego ogórka oraz żółtą rzepą podano ze zdecydowanie zbyt małymi kawałkami tosta z chałki (43 PLN). Zestawienie określiliśmy pomysłowym i kulinarnie satysfakcjonującym.
Tatar z polędwicy z sarny z rydzami i piklami zaskoczył suszonym żółtkiem oraz lekko cierpkim mięsem (64 PLN) wymagał lekkiego doprawienia, ale jak wiadomo kwestia soli i pieprzu jest bardzo osobista.


Starterami pogłaskaliśmy żołądki – po piętnastu minutach otrzymaliśmy coś większego kalibru.
Gęsty i wonny krem z raków z keksem kwaśnej śmietany oraz sprężystym solirodem (38 PLN) trafił w kubki smakowe wszystkich bez wyjątku.
Kaczka confit z sosem śliwkowym z zapiekanką ziemniaczaną oraz czerwoną kapustą (82 PLN) owszem smaczna, ale to w sumie tyle. Przyrządzona według sztuki i z fajnym anturażem, lecz niezapadająca wcale w pamięć.
Biodro jagnięce z ziemniaczanym blinem, pieczonymi warzywami i sosem tymiankowym (124 PLN) atrakcyjne – miękkie i aromatyczne, ale w tak zaporowej cenie, że bez zniżki na pewno nie zamówilibyśmy ponownie.



Sezonowa ryba, której nazwa wypadła mi z głowy (74 PLN) była jedną z lepszych smażonych ryb jaką ostatnimi czasy jadłem. Połączenie fasoli edamame z peklowanym kalafiorem oraz fenomenalne kremowe puree w towarzystwie maślanego sosu zapamiętam na długo.
Po przeciwnej stronie bieguna umieściliśmy fatalnego, utopionego w czerwonym barszczu gołąbka z kaszą gryczaną, borowikiem i suszoną śliwką (38 PLN). Po odwinięciu kapusty zupa wlała się do środka i niedość, że wyglądało to strasznie nieapetycznie, to danie było po prostu rozmoczone i niesmaczne.


Porcje nie należą do dużych, więc bez zawahania poprosiliśmy o wszystkie trzy desery.
Od lewej widzicie ptysia z kremem z orzechów laskowych z lodami bakaliowymi (25 PLN), śliwki w porto z lodami waniliowymi (29 PLN) oraz deser dnia (25 PLN) w formie walca z jogurtowym musem, kruszonką i dipem z truskawek. Każdy miał swojego faworyta, więc ciężko wskazać jednego zwycięzcę, przy żadnym jednak nie pialiśmy z zachwytów.



P.S. Przypominam iż w nawiasach widzicie pełne kwoty z karty – my, tak jak napisałem w drugim akapicie, dzięki aplikacji zapłaciliśmy za dania połowę.
Słowem zakończenia obsługiwała nas fajna i uprzejma ekipa, ale od serwisu oczekiwałem czegoś więcej niż tylko miłe uśmiechy. Przy podawaniu dań liczyłem na międzywojenne opowieści, które rzucałyby trochę światła na poszczególne dania i stosowane na kuchni produkty. Nieśmiale wyczekiwałem nutki historii co do samego budynku i jego genezy.
Nie doczekałem się. I się zawiodłem, bo kurcze wszędzie na ich socialach jest tyle wstawek o międzywojennej kuchni i starych recepturach, a nikt nam tego w żaden sposób nie przybliżył. Szkoda.
Jeśli miałbym tu wrócić to raczej tylko na przystawki. Oprócz wybitnej rybki, dania główne (szczególnie w korelacji do wysokich cen) oraz desery nie porwały.
Przyjemnym akcentem jest muzyka na żywo, która towarzyszy gościom w weekendowe wieczory.
- www / facebook
- śniadania: dostępne
- oferta lunchowa: brak
- parking: publiczny płatny przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: brak
- miejsce przyjazne zwierzakom: nie
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
*** BRAK OCEN PRZEZ WZGLĄD NA DOTYCHCZAS TYLKO DWIE WIZYTY ***
lokal / wystrój
wielkość porcji
smak
obsługa
cena / jakość
OCENA KOŃCOWA: (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.





Dodaj komentarz