W jeden z pięknych kwietniowych 2021 weekendów spacerując w rejonach Wisły naszła mnie ochota na miskę dobra. Po chwili zastanowienia korzystając z ichniego systemu online z azjatyckiego menu zamówiłem dwie pozycje:
- Chirashi Zushi (32 PLN) na japońskim kleistym ryżu z miękkim, odrobinę słodkim marynowanym tuńczykiem i łososiem, kinshi tamago, kawiorem tobiko, marynowanym imbirem, edamame nori, sezamem i dymką. Rześka, sycąca, nie nudna. Wypełniona po brzegi i smaczna. Godna polecenia.

- zupa miso (10 PLN) na wyraźnym dashi i paście sojowej wraz z tofu i wodorostami – ciepła i skoncentrowana – bardzo dobra.

Po więcej jedzeniowych odczuć zapraszam do recenzji poniżej.
W październiku 2020 w Muzeum Sztuki Japońskiej Manggha miała miejsce wystawa moich ulubionych drzewek Bonsai. Muszę przyznać że trochę się na niej zawiodłem – nie tyle samymi drzewkami, ile brakiem jakiejkolwiek otoczki i choćby lapidarnej historii tych żywych „eksponatów”. Ani słowa o właścicielach, gatunkach, wieku czy pochodzeniu drzewek. Po zapytaniu kustoszki, ta rozłożyła ręce i powiedziała że „ona to nie wie”. Zdawkowe hasło „Jesień” to według mnie za mało.
Ale dosyć tego gadu gadu o sztuce. Po dziesięciominutowym spotkaniu z naturą skierowałem się do Cafe Manggha. Kolejne zamknięcie gastronomii w dobie #covid19 jest dla właścicieli strasznym ciosem także w tych ciężkich czasach #wspieramgastro kiedy tylko mogę.
Zamówiłem trzy pozycje, a po piętnastominutowym oczekiwaniu na tarasie z widokiem na Wawel, wsiadłem do samochodu i zabrałem się za pierożki gyoza z wieprzowiną (19 PLN). Uwaga dla zmotoryzowanych – Manggha posiada prywatny parking.
Miękkie, aksamitne, ultralekkie ciasto (również na brzegach), treściwe, aromatyczne, pachnące, doprawione wieprzowe wypełnienie, ciepły i słony sos sojowy. Pyszność. Porcja wydała mi się na początku niezadowalająca, jednak po około dwukilometrowym spacerze wzdłuż Wisły, receptory w żołądku przekazały do mózgu sygnał o nasyceniu. Owszem wciągnąłem jeszcze pół zapiekanki na Skwerze Judah jednak przyznaję bez bicia że nie tyle z głodu, ile z chęci zaspokojenia ciekawości oferty nowego trucka (P.S. Nie smakują tak dobrze jak wyglądają na zdjęciach).
Do domu zabrałem dwie miski: z delikatnym, marynowanym łososiem (26 PLN) i nie tekturowym, odrobinę słodkawym tofu (25 PLN). Obydwie składały się z identycznych dodatków w formie ryżu, edamame marynowanego imbiru, dyni tsukunadi, daikonu oraz grzybów shitake. Wydaje mi się że między zębami wyczułem również kiełki kolendry, ale ręki sobie za to uciąć nie dam.
Podobnie jak w przypadku Misek na Lea, tak i tutaj obydwie wrzuciłem na wagę. Wnioski pozostawiam Wam.
Smakowo obydwie michy prezentowały wysoki poziom. Przygotowane z dbałością o szczegóły, warzywa stonowane, świeże i każde wyczuwalne z osobna. O ryżu za wiele nie napiszę gdyż michy konsumowaliśmy następnego dnia i podgrzewaliśmy metodą chałupniczą przez co niewątpliwe mógł stracić swoje walory. Owymi miskami z chęcią się jeszcze kiedyś uraczę.
Wrócę również na inne dania, szczególnie że na azjatyckich smakach to się w mangghowej kuchni znają, co zresztą potwierdza wcześniejsza recenzja poniżej.
Do miejsca o którym jest ten post zawitaliśmy w marcu 2019 w ramach przerwy w kardiospacerze. Muzeum Sztuki Japońskiej Manggha zwiedziliśmy już kiedyś w ramach Nocy Muzeów – tym razem skierowaliśmy się prosto do kawiarni.
Zajęliśmy jeden z wolnych stolików w głębi sali. W środku jest przestrzennie, komfortowo i bez ścisku. Z okien rozpościera się widok na Wawel. W lecie można zająć miejsce na zewnętrznym tarasie. Rodzicie ucieszą się z kącika dla dzieci.
Ze zwięzłej i czytelnej karty wybraliśmy zupę oraz dwa dania główne.
- słonawy bulion rybny (10 PLN) a w nim dwie sztuki dużych, sprężystych krewetek i różnego rodzaju cięte w paski warzywa. Cebulka dodała mu lekkiego pazura. Naprawdę bardzo fajny wywar.
- super kleisty i całkiem niesłony ryż gomoku (19 PLN) skrywał jędrne krewetki w ilości 6 sztuk. Owoce morza nieźle współgrały z super esencjonalnymi grzybami shitake, które uwalniały swój aromat po ściśnięciu ich w zębach. Zielony groszek był całkiem inny od tych chudych występujących w marketowych „ryneczkach” – krzepki i grubiutki. Na talerzu znajdowały się również algi nori, krojona w paski marchewka oraz trzy mini omlety z jajkiem i sojowym sosem (chyba). Sycące i zarazem fit danie.
- kurczak teriyaki (19 PLN) przypomniał mi taki który czasami robię w domu. Słodkawy sos, zielony groszek i kleisty japoński ryż to dla mnie proste, ale smaczne połączenie. Na domowej patelni zwykle lądują udka, tutaj na talerzu znajdowała się miękka pierś. Danie uczciwe, dobre, ale bez szału.
Warto zaznaczyć iż goście mogą stuningować dania czarnym i białym sezamem oraz sosem sojowym.
Na zdjęciach te obiady może nie prezentują się nadzwyczaj okazale, ale najedliśmy się nimi do syta. O deserach mogliśmy tylko pomarzyć…
Przy stoliku obok zauważyłem jednak bardzo ładnie wyglądającą Matcha Latte (10 PLN). Nie zdołałem się jej oprzeć i kilka minut później pojawiła się takowa przede mną. K. poprosiła o Cappuccino (8 PLN).
Ta zielona, o Jezu – obrzydliwa Dawno nie piłem czegoś tak paskudnego! Ten „napój” smakował jak połączenie mleka z ciepłą wodą pozostałą z gotowania zielonej fasolki. Upiłem tylko łyżeczkę i uznałem, że nie dla mnie takie eksperymenty. Nie obniżam jednak finalnej oceny smakowej miejsca przez to coś – być może są ludzie którzy lubią tą zieloną, sproszkowaną herbatę. Co jak co, ale to na pewno nie moja bajka.
Cappuccino natomiast perfekcyjne: delikatne, aromatyczne, mleczne i arcykremowe. Dawno nie piłem tak pysznej kawiszczy z super puszystą pianką. Świetna.
Obsługa bez zarzutów, czas serwisu również. Mangghę polecam na szybki obiad, chociaż w ofercie tej miejscówki są także śniadania. Jeśli ich smak i wielkość odpowiada daniom obiadowym, to nawet bez ich testowania zaryzykuję stwierdzenie, że warto na nie wpaść. Będąc w okolicy nie omieszkam ich sprawdzić.
- www: https://www.facebook.com/CafeManggha/
- kącik dla dzieci: dostępny
- ogródek: taras z widokiem na Wawel
- parking: prywatny na gości, wjazd od ulicy Sandomierskiej
- oferta lunchowa: a’la carte
- śniadania: ?
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 3,5
smak 3,5
obsługa 4
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 3,8 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic
Matcha latte to nie jest kawa…
PolubieniePolubienie
True, dzięki
PolubieniePolubienie
kurczak pysznie wygląda 🙂 a jakie pyszne śniadania, kuszą, kuszą!
PolubieniePolubienie
Na ‘maczalatte’ też się raz nacięłam. Tak samo skusił mnie jej wyglàd eh… Ale do jedzenia i obsługi nie można mieć zastrzeżeń.
PolubieniePolubienie
Kilka lat temu, to było jedno z fajniejszych i bardziej kultowych miejsc w Krakowie. Podawane jedzenie było co prawda okropne, ale samo miejsce wyśmienite i ciche. Niestety ostatnio nie było gdzie usiąść, a na środku sali milenialsi oczekiwali na wolne miejsca, podejrzewam wiec, że kuchnia się znacznie poprawiła, a tym samym wyjątkowa miejscówka zamieniła się w kolejne atakowane w weekendy miejsce.
PolubieniePolubienie