W jesiennej edycji Restaurant Week kwota partycypacji wynosi 59 PLN od osoby. W cenie zawarte są trzy pozycje: przystawka, danie główne oraz deser. Dodatkowo organizatorzy festiwalu zapewniają każdemu uczestnikowi koktajl na bazie Martini Fiero, a niektóre restauracje Coca – colę bez cukru.
Tym razem we wrześniu 2021 w ramach prezentowej ambasadorskiej kolacji RW, wybraliśmy otwartą w połowie sierpnia Sombremesę. Restauracja znajduje się tuż przy Błoniach i Parku Jordana w pachnącym świeżością, według informacji w prasie najdynamiczniej się rozwijającym się z całej sieci czterogwiazdkowym Hotelu AC by Marriott.
Swego czasu w trakcie służbowych wojaży w 4 i 5* Marriottach (kilka z nich opisanych jest na blogu tutaj) spędzałem sporo czasu. Nigdy, w żadnym z krajów nie zawiodłem się na ich ofercie gastronomicznej. Decyzja odnośnie wyboru miejsca zapadła błyskawicznie, a osoba Szefa Kuchni Rafała Drobniaka tylko mnie w niej utwierdziła (próbowałem niegdyś dań spod Jego ręki albo receptury w DoubleTree by Hilton oraz Heronie)
Zanim przejdę do jedzenia pozwólcie, że pokażę Wam kilka zdjęć wnętrz. Jak widzicie są bardzo komfortowe, eleganckie i jasne. No i na pewno nie brakuje w nich przestrzeni.











Jak to zwykle w ramach festiwalu, w trakcie rezerwacji poprosiłem o obydwa menu. Kolację rozpoczęły przystawki.
- tatar wołowy z borowikiem, chrupiącymi ogórkami i cebulką wyróżniał się świetnymi chipsami parmezanowymi. Restauracja sezonuje na miejscu polską wołowinę – jakość polędwicy była najwyższych lotów. Kelner zaoferował świeżo mielony pieprz, a po mojej prośbie, również i cenny kruszec w postaci soli. Zgodnie stwierdziliśmy, że w tatarze brakowało nam czegoś co by te składniki ładnie kleiło, hmmm może przepiórczego jaja albo bardzo delikatnej musztardy…

- druga z przystawek czyli ośmiornica to zakąska w prawdziwie pierwszorzędnym wydaniu. Doskonale przyrządzony, miękki, utopiony w fantastycznej mandarynkowej glazurze głowonóg był idealnym preludium do dania głównego. Ah i ten pikantny twist z pokrojonej w mini kawałki papryczki chili. Cudo!

Obydwie przystawki aż się prosiły o odrobinę świeżo wypiekanego pieczywa. Pasowało by ono nie tylko do tatara, lecz również „wylizania” za jego pomocą, opisanego powyżej doskonałego sosu spod mięczaka.
Po około dziesięciominutowej przerwie, do stołu zawitały podane oczywiście na ciepłej zastawie dania główne.
- menu mięsne reprezentowała pierś kaczki przyrządzona metodą sous – vide, którą tuż przed podaniem dosmażono od strony skóry. Dzięki temu chrupała jak szalona. Samo mięso przyrządzono idealnie według sztuki na różowo. Szerokodziobej ptaszynie towarzyszyły ziemniaki truflowe (które smakiem nie odbiegają od naszych polskich), kawałki brzoskwini, szpinak oraz podsmażone orzechy nerkowca. Za odpowiednie nawilżenie całości dbało brzoskiwione ragout z wyczuwalnymi alkoholowymi nutami czerwonego wina. Pyszność!

- rybka, ah rybka – super miękki, rozpływający się w ustach halibut z odrobinę chrupką skórką spoczywał na musie z dyni. Każde z warzyw przygotowano na półtwardo: zielony groszek, szparag, trzy rodzaje kalafiora. Dodatkowo pod rybką można było wyczuć sos na bazie śmietanki i delikatnej musztardy. Takie ryby mogłbym jeść codziennie.

Dobrą kolację powinien zwieńczyć pyszny deser. Według słów kelnera, w Sobremesie nie korzysta się z półproduktów, a o jakość i tworzenie słodkości dba zatrudniony na miejscu szef cukiernik.
Tyle słowem wstępu, pozwólcie, że odkryję przed Wami arkany słodkiego, kulinarnego nieba.
- biała palona czekolada była tak kremowa, że dawno się nie spotkałem z taką formą. Nie mordowała poziomem cukru, a jej słodycz tonował kwaśnawy plaster rabarbaru oraz kruche maślane ciastko. Deser posypany odrobiną arachidów, udekorowany laską wanilii i florentynką rozwalił mnie na łopatki.

- owoce lasu przywodziły na myśl desery finediningowe. Sami spójżcie poniżej – czyż nie jest piękny?! A cóż się tam kryło – a wiele! Malina, jeżyna, czekoladowy crunch i obłędny śmietanowy mus z nutką rozmarynu i ukrytym w środku wylewającym się lekko kwaśnym sosem z owoców leśnych (chyba). Całość zdobiła „gałązka” perfekcyjnej, gorzkiej czekolady. Ah zapomniałbym o bezie. Niby normalna, taka mała w formie grzybka, ale po jej ugryzieniu następuje eksplozja kwaśnego smaku. Deser – czysta poezja.


Nie mam, kurczę nie mam się kompletnie do czego przyczepić. Kolacja pokazała pełny kunszt i perfekcjonizm kuchennego organizmu. Czułem się nie jak na Restaurant Weeku, lecz w trakcie bardziej eleganckiego festiwalu Finedinining Week.
Kwota 59 złotych za osobę za TAKIE trzy dania wraz z koktajlem jest turbopromocją. Nie czekajcie – rezerwujcie!
Jeśli przez cały czas trwania festiwalu dania bedą prezentowały tak wysoki poziom, to na pewno się nie zawiedziecie. Szczerze polecam.
- www: https://www.marriott.com/hotels/travel/krkac-ac-hotel-krakow/
- śniadania: ?
- oferta lunchowa: ?
- parking: prywatny hotelowy
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: sporo stolików na zewnątrz
- miejsce przyjazne zwierzakom: mile widziane na zewnątrz / w środku nie
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
*** BRAK OCEN PRZEZ WZGLĄD NA DOTYCHCZAS TYLKO JEDNĄ WIZYTĘ ***
lokal / wystrój
wielkość porcji
smak
obsługa
cena / jakość
OCENA KOŃCOWA: (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
desery wprost idealne!
PolubieniePolubienie