Historia Stylowej sięga połowy lat pięćdziesiątych. Właśnie wtedy rozpoczęła działalność ówczesna kawiarnia. Według różnych zapisków zbierała się w niej nowohucka elita: lekarze, inżynierowie, nauczyciele, dyrektorzy. Kiedyś od lokalnej seniorki usłyszałem, że do środka wpuszczani byli tylko „eleganccy panowie pod krawatem”. Doniesiono mi także, że w czasach PRL mówiono o Stylowej, iż była domem dla cinkciarzy. Nie wiem ile jest prawdy w tych stwierdzeniach, ale przy następnej okazji zapytam u źródła w lokalu.
Po gorącym okresie przemian ustrojowych, Stylowa została ponownie otwarta w roku 2003 i jeśli mam dobre informacje to w niezmienionej formie funkcjonuje do teraz.
Jakiś czas temu, przez plany podwyższenia czynszu zawisły nad nią czarne chmury i możliwość plajty. Całe szczęście właściciele i Urząd Miasta doszli do porozumienia, dzięki czemu Stylowa ciągle karmi i poi.
Poniższa recka jest owocem dwóch wizyt w grudniu 2018 i kwietniu 2019.
Pierwsze co mnie uderzyło po wejściu do lokalu to wystrój. Biało – czerwono – żółta kolorystyka, gdzieniegdzie pobrudzone obrusy, żywe i sztuczne kwiaty, figurka Lenina – żywy, PRL-owski oldschool!
Do tej pory udało nam się spróbować kilku pozycji z obszernego menu. Zacznę od zup:
- turbo-gorąca pomidorowa z ryżem (6 PLN) rzuciła mnie na kolana. Była tak dobra, tak aromatyczna i pełna smaku, że ja – zagorzały przeciwnik zup z ryżem, odszczekałem postanowienie jadania polewek tylko z makaronem.
- rosół z makaronem (6 PLN) też niezły, ale tak bardzo tłusty, że zostawiał na ustach śliską warstwę fatu. Nie jestem przyzwyczajony do aż tak kalorycznych bulionów, podejrzewa jednak, że taki talerz wjechałby na kaca jak złoto.
- żurek z ziemniakami i kiełbasą (7 PLN) zawierał połówkę jajka, sporo kiełbasy i kilka małych kawałków boczku. Co dziwne nie uświadczyliśmy w nim ani kawałka ziemniaka, mimo iż zupa opisana jest w menu jako je zawierająca. Ogólnie słaby.
- barszcz z krokietem (9 PLN) bardzo słodko – octowy. Skórka pasztecika przyjemnie chrupała przy krojeniu, a farsz w środku był bardzo ciepły. Spore szanse, że smażony na zamówienie i nie odgrzany w mikro. Zestaw ok, zgodnie stwierdziliśmy, że jedliśmy zarówno gorsze jak i lepsze.
Jesteście ciekawi czego spróbowaliśmy z dań głównych? Czytajcie dalej.
- charakteryzujące się miękką, jajeczną panierką eskalopki cielęce z ziemniakami (26 PLN).
- cieniutko ubity sznycel wiedeński z ziemniakami (28 PLN) i sadzonym jajcem.
- wołowy rumsztyk z cebulą i ziemniakami (18 PLN).
Wspólnym mianownikiem wszystkich dań była ich „ogromność”. Widzicie te dwa eskalopki na samej górze? Albo sznycla na 3/4 długości, dużego, podłużnego talerza? Grubiutki rumsztyk z miękką cebuliszczą również nie odstawał od reszty. Mięsa zdecydowanie świeże, wyraziste i przyprawione tak jak trzeba. Każde poprawne – ciężko wybrać faworyta.
Ziemniakom dałbym odrobinę więcej masła i mleka albo śmietany coby nie emanowały taką suchością. Trzy surówki z zestawu za piątaka bez zastrzeżeń.
Nie mogłem również nie spróbować befsztyka tatarskiego szczególnie, że rzucił mi się w oczy krzycząc: halo! kosztuję tylko 13 PLN! Tak, to nie pomyłka – wyceniono go na trzynaście polskich złotych czyli niewiele więcej niż w popularnych pijalniach wódki. Jasne, że 100 g mięso nie charakteryzowało się szczególną krystalicznością i nawet nie starało się dorównać tym z nowoczesnych krakowskich „mięsarniarni”, ale po wymieszaniu go z charakterną musztardą, kiszonymi ogórami, konserwowymi pieczarkami, cebulką oraz skropieniu cytryną nie wymagało żadnego dodatkowego dosmaczania. Niektóre (ale nie wszystkie) kromki pieczywa z koszyczka, pamiętały niestety dzień wczorajszy. Na pewno nie był to tatar z mojej czołówki, ale patrząc pod kątem ceny do wielkości i jakości, ten okaz zasługuje na szkolną czwórę. Może z minusem, ale czwórkę.
Kilka zdań należy się także obsłudze, delikatnie pisząc nad wyraz specyficznej 🙂 No bo gdzie indziej spotkacie tlenione panie w papuciach? Albo tekst po zajęcia stolika: „żeby nie było afery to mówię od razu, że na jedzenie trzeba czekać około pół godziny”.
Spora szansa, że w weekend, kiedy Stylowa przeżywa największe oblężenie lokalsów i turystów, będziecie zmuszeni poczekać na kelnerkę około dziesięciu minut. Moja rada: ogarnijcie wcześniej menu ze stolika obok, a jak zjawi się u Was pani z notesikiem, wszystko odbędzie się zdecydowanie szybciej kiedy będziecie już gotowi do zamówienia.
Z serwisem i wydawaniem dań też bywa różnie. Zdarzyło się, że nie byliśmy jeszcze w połowie pochłaniania pierwszych dań, kiedy na stole pojawiły się już drugie. Innym razem przy stoliku obok zaobserwowaliśmy podawanie przystawek w pięciominutowych odstępach – kiedy chłopisko zdążyło już zjeść swojego śledzia, jego partnerka ciągle błagalnie wypatrywała zupy.
Ale to wszystko wraz z wystrojem i podobno płatną toaletą (piszę podobno, bo ode mnie nikt za skorzystanie kasy nie chciał) tworzy właśnie niepodważalny klimat tego miejsca. Nie wiem czy PRL-owski czy nie, bo nie mam jeszcze tylu lat, aby to dobrze pamiętać, ale atmosfera na pewno jest specyficzna.
Stylowa jest miejscówką, którą powinniście odwiedzić jeśli na własnej skórze chcecie poczuć „czar” PRL-u. Tylko nie liczcie na ponadczasowe smaki, nowoczesną kuchnię czy ponadprzeciętnie wysoką jakość potraw. Nie idźcie tam broń Boże na randkę, spotkanie biznesowe czy inny ważny meeting!
Względem wymaganych złotówek, nasze dwie wizyty pokazały, że jest tam bardzo prosto i uczciwie. Jeśli jednak szukacie fajniejszego „dajningu”, to zdecydowanie nie jest kierunek dla Was.
- www: http://www.stylowa-krakow.pl/
- śniadania: dostępne, do każdego zestawu śniadaniowego kawa/herbata gratis
- oferta lunchowa: codziennie obiad dnia: zupa + drugie danie w cenie 15 złotych
- parking: publiczny przy ulicach obok, niepłatny
- kącik dla dzieci: jest, minimalny ale jest
- ogródek / taras: przed wejściem do restauracji jest kilka stolików
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4 (za zachowanie PRL-owskiego ducha)
wielkość porcji 4
smak 3,5
obsługa / serwis 2,5
cena / jakość 3,5
OCENA KOŃCOWA: 3,5 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
Kurczę aż się łezka kręci w oku…. dziękuję za wspomnienie tamtych lat 🙂
PolubieniePolubienie
lubię takie miejsca, gdzie czas się zatrzymał 🙂 Czasem ma się ochotę na taki babciny obiad bez udziwnień 😉
PolubieniePolubienie