Bardzo chłodny wieczór w Dreźnie w listopadzie 2017 rozpoczęliśmy od poszukiwania miejsca do jedzenia. Idąc uliczką tuż przy hotelu Holiday Express zauważyliśmy przez duże okna sporo ludzi w środku pewnego burger baru. Tłumy w jakimś lokalu w centrum starego miasta dałoby się wyjaśnić wszędobylskimi zgłodniałymi turystami, ale parę przecznic wcześniej ?
Postanowiliśmy wejść i sprawdzić co przyciągnęło tak liczną klientelę. Wszystkie miejsca w zasięgu wzroku wydawały się zajęte. Kelner poprosił o chwilę oczekiwania i dosłownie dwie minuty później zostaliśmy zaprowadzeni do malutkiego, dwuosobowego stolika przy oknie.
W środku jest bardzo nietypowo – wystarczy spojrzeć na zdjęcie poniżej. Delikatne, przyciemnione światło, zieleń oraz wysokie „drzewa” sprawiają wrażenie, że znajdujemy się w lesie – wiem brzmi dziwnie, ale serio tak jest.
Opisywany burgergrill specjalizuje się w różnych koktajlach oraz wariacjach mojito. Nie mogłem sobie więc takowego odmówić i zamówiłem klasyczną wersję. Otrzymany chwilę później słodki, lekko kwaśny, miętowy drink z wyczuwalnym rumem był perfekcyjny.
Wszyscy kelnerzy wyposażeni są w tablety na których wprowadzane są zamówienia. Dzięki temu trunki trafiły na stoliki po paru minutach, a jedzonko po dokładnie 13-tu.
No właśnie, a czego spróbowaliśmy? W burgerbarze trzeba spróbować burgera, więc długo się nie zastanawiałem. Warte zaznaczenia jest to, że w menu są też burgery wegetariańskie i wegańskie.
Na start określamy pieczywo: bułka pszenna, wieloziarnista albo słodki bajgiel – postawiłem na pszenną i muszę przyznać, że takiej bułki nigdy nie jadłem. Bardzo miękka i krucha, konsystencją przypominająca takie gotowe, marketowe bułki w paczkach do burgerów ale w smaku bez porównania – całkiem inna bajka.
Później określamy dodatki. Zdecydowałem się na Wilder Westen, który oprócz świeżej sałaty, pomidora i cebuli zawierał sos BBQ, pieczoną cebulę oraz to co najważniejsze w tej wersji – specjalny ser hay milk cheese produkowany w austriackim Salzburgu. Krówki od których pochodzi mleko do jego wytworzenia całe lato wypasane są na zboczach Alpejskich Gór gdzie rośnie ponad 50 odmian różnych traw – dzięki temu żyją szczęśliwie i bezstresowo. Jeśli mam być szczery ser nie zapadł mi specjalnie w pamięć.
Mięso spełniło pokładane w nim nadzieje. Soczyste i aromatyczne, cieńsze i mniejsze niż w krakowskich przybytkach ale bardzo intensywne.
Bułę jako całość smakowo określiłbym na 4,5 w skali 5. Dodatkowa sałatka do zestawu (można wybrać też frytki) była rześka i świeża. Mojito + burger + sałatka to wydatek 15,40 Euro.
Mistrzowskie są autorskie sosy. 4 smaki do dyspozycji gości, każdy fantastyczny. Można kupić na wynos – 6.5 Euro za butelkę.
K. zamówiła sałatkę z grillowanym kurczakiem (10,50 Euro), który miał wyśmienitą chrupiącą skórkę. Miękkie i o nieprzyzwoicie łagodnej konsystencji stripsy idealnie komponowały się z zieleniną pokrytą parmezanowym dressingiem.
Wizyta bardzo udana. Mimo niewielkiej na pierwszy rzut oka wielkości burgera wyszedłem najedzony i bardzo usatysfakcjonowany.
Bezpośrednie tłumaczenie nazwy restauracji oznacza, że Hans jest szczęśliwy – po tej kolacji ja też byłem szczęśliwy 🙂 Hans im glück jest lokalem franczyzowym, więc są spore szanse, że ktoś się na niego natknie w innym niemieckim mieście. Wtedy bez zastanowienia polecam sprawdzić!
https://hansimglueck-burgergrill.de/speisen-und-getraenke/
OCENY:
lokal / wystrój 4,5
wielkość porcji 4
smak 4,5
obsługa 4
cena / jakość 4
SUMA 21 ( tutaj sprawdzisz co się składa na oceny)
Polub bezfarmazonu na facebooku aby być na bieżąco z nowymi postami.