Do Poco Loco na ulicy Czystej wdepnęliśmy z kolegą S. w marcu 2023 w trakcie przerwy na lunch.
W środku jest kilka stolików, a zza nich można obserwować jak powstają dania. Wszystkie składniki są przygotowane wcześniej i czekają w pojemnikach.
Na początek na ruszt wjechała raptem odrobinę pikantna zupa meksykańska (13 PLN).

Ceny głównych pozycji kształtują się w zależności od wielkości w przedziałach 26 – 35 PLN.
Na początek wybieracie (1) bazę, później (2) składnik główny (wieprzowina, kurczak, mielone mięso, pasta fasolowa, falafel lub dodatkowo płatna piątaka wołowina) oraz (3) salsę.
My poprosiliśmy dwa burrito: z mielonym mięsem oraz szarpanym udkiem kurczaka.
Te na poniższych zdjęciach to opcja środkowa maxi (30 PLN), która wg słów obsługi waży 450 gramów (mięsna treść to tylko siedemdziesiąt). I tutaj przechodzimy do meritum – porcje w tej cenie są po prostu małe i kaloryką odpowiadają około połówce klasycznego burgera. Ja tym burrito ledwo pogłaskałem żołądek.


Największym zawodem była ostrość w tortilli u kolegi, a raczej jej kompletny brak mimo zamówienia burrito pikantnego. Po owego faktu zgłoszeniu, S. dostał w plastikowym pojemniczku czerwony sos, ale cóż z tego skoro nawet dla mnie, niejedzącego pikantnych potraw był spokojnie do przełknięcia.
Poco Loco na pewno nie można odmówić świeżości – wszystko za szybą lodówki wydaje się takie zdrowe i fit. Kwestia smaku zależy od tego jaką zbudujecie wersję – jest ich kilka – różnią się warzywami i sosami.
Dania w naszym odczuciu okazały się bardzo zachowawcze – delikatne i stonowane. W sumie nie do końca kojarzyły się z pachnącym przyprawami Meksykiem. Nie były złe, tylko takie hmmm spolszczone. Nie jest to minus, ale bankowo również nie kantyna dla poszukujących prawdziwie hardej meksykańskiej kuchni.
Jeśli wrócimy to tylko i wyłącznie na największe wersje, bo innymi po prostu nie idzie dobrze pojeść.
P.S. W godzinach porannych serwuje się tam śniadania – szczegóły na ich socialach.
- www / fb
- śniadania: dostępne
- oferta lunchowa: brak
- parking: publiczny płatny przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: brak
- ogródek / taras: brak
- miejsce przyjazne zwierzakom: ?
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 3
wielkość porcji 2
smak 3
obsługa 3,5
cena / jakość 3
OCENA KOŃCOWA: 3/5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
RECENZJE SPRZED PONAD DWÓCH LAT.
WPISY PONIŻEJ DOTYCZĄ LOKALU POCO LOCO KTÓRY KIEDYŚ ZNAJDOWAŁ SIĘ NA PLACU NOWYM. OBECNIE NA SZYLD POCO LOCO TRAFICIE NA ULICY CZYSTEJ ORAZ CZYŻÓWKA, A W MIEJSCU NIEGDYSIEJSZEGO POCO LOCO NA KAZIMIERZU JEST FOOD & TEQUILLA BAR PUENTE.
We wrześniu 2020 wpadliśmy z P. i S. do Poco Loco (Plac Nowy 3) na kolację.
W ramach rozgrzewki podano darmowe czekadełko w formie chrupiącego pieczywa i wegetariańskiej, fasolowej pasty.
Z obszernego menu kelner doradził dwie pozycje:
- El Plato Loco (70 PLN) składający się z 6 kawałków quesadilli, 15 wrapa, kilku garści nachosów, salsy i trzech innych sosów
- podana na gorącej, żeliwnej tacy skwiercząca wołowa fajita (70 PLN) z cebulą i paprykami. Na dodatkowej platerze spoczywało kilkanaście dodatków z którymi własnoręcznie zwija się znajdujące się na trzecim talerzu wraz z ryżem tortille.
Ucztę podsumowaliśmy jako wyjątkowo udaną nie tylko dzięki pysznemu i świeżemu jedzeniu, ale również za sprawą przyjaznego kelnera i panującej w lokalu luzackiej atmosfery. No i sami spójrzcie na te drinki. Czyż nie są piękne ? 🙂
Po więcej szczegółów dotyczących ichniejszej strawy, zapraszamy do recenzji poniżej.
W grudniu 2019 wybraliśmy się we czwórkę do Poco Loco na Placu Nowym na meksykańską strawę. Przy okazji potestowaliśmy również trochę tequilli, ale o tym za chwilę 🙂
Zacznę od tego co przez rok naszego w tym miejscu niebytu się zmieniło.
- Lokal przeszedł lekką metamorfozę – teraźniejszy wystrój podoba mi się bardziej.
- Ceny poszybowały sporo w górę. Kiedyś standardowe burrito z 8 składnikami i sosem kosztowało 15 PLN, teraz trzeba za nie zapłacić 7 złotych więcej – skok niemalże o 50%. Jakość Poco Loco od zawsze była na wysokim poziomie, więc nie wiem czym podyktowana jest taka podwyżka (być może teraźniejszy STANDARD wielkością odpowiada niegdysiejszej wersji MAX?). Nie zamierzam się w to wdrażać – jedzenie ogólnie drożeje, a tylko właściciele znają próg opłacalności lokalu i wiadomym jest, że muszą utrzymać jego rentowność. Nie narzekam, stwierdzam fakty – jest drożej.
- Rozszerzono strefę street-foodową i teraz do wyboru są cztery główne pozycje (burrito, burrito bowl, quesadilla, tacos). Wszystkie mogą być podane z wieprzem, wołowiną, kurczakiem, chili con carne oraz wegetariańską pastą z fasoli lub falafelem.
- Pojawiło się menu do dzielenia z siedmioma daniami głównymi do których można dobrać podobną ilość dodatków. Naprawdę jest w czym wybierać. Pełne menu lokalu na Kaziku zobaczycie tutaj.
Zmian jest zapewne więcej, ale te wymienione powyżej udało mi się spostrzec od razu.
Okey przejdźmy do jedzenia. Ja poprosiłem o standardowe burrito (22 PLN) z pastą z fasoli, kukurydzą, warzywami chrupiącymi i z grilla, karmelizowaną cebulką i świeżym szpinakiem. Sos satay – orzechowy okazał się doskonałym zlepiaczem. Jak to smakowało? Prześwietnie! Serio! To było takie dobre, że nawet poniewierająca się gdzieś tam w tle kolendra nie była w stanie zepsuć mi humoru.
P. także wziął standardowe burrito, ale z wołową bazą i trochę innymi składnikami. Również i on pochwalił smak oraz jakość dodatków. Na plus zaliczyliśmy także garść domowych nachosów.
J. z racji panującej na zewnątrz temperatury bliskiej zeru, potrzebowała czegoś na rozgrzewkę. Aromatyczna, odrobinę ostra, fasolowo – pomidorowa zupa meksykańska (10 PLN) na wywarze z duszonych mięs dobrze jej zrobiła. Kelner zapronował do niej paski tortilli z serem i świeżym szpinakiem (5 PLN) które okazały się równie dobre.
K. poleciała z dużą michą nachosów (8 PLN) z super dobrą, kremową śmietaną (5 PLN). Ona zamówiła, jedliśmy wszyscy – wiadomo 🙂
Teraz akapit o lemoniadzie. Od napoju który z nielimitowaną dolewką kosztuje 5 złotych nie wymagam wiele, ale J. dostała karafkę wody, która ledwo pachniała cytrusem. Po zwróceniu uwagi na ten fakt kelnerowi, ten odpowiedział, że „nasze lemoniady takie są„. Chyba jednak nie do końca, gdyż po chwili wrócił z dodatkową karafką, w której znajdująca się ciecz oprócz zapachu miała już jakiś smak 🙂
Jeśli chodzi o wielkość to powiem tak – swoim burrito najadłem się w sam raz, lecz porcji za 22 złote na pewno nie można porównywać do oferowanych w podobnych cenach burgerów czy kebabo-podobnych wynalazków. W tej kategorii Poco Loco przegrywa z innymi premium streetfoodami.
W międzyczasie zaliczyliśmy także darmową lekcję o rodzajach tequili. Teraz już wiem, że taka na przykład Olmeca czy Sierra to tak dobre tequille jak dobra jest wódka z czerwoną kartką 😉 Celem wyjaśnienia dla tych którzy nie piją mocnych trunków – wspomniana wódka jest jedną z najpaskudniejszych sklepowych wódek jaką można kupić w monopolowym.
Prawdziwa proszę Państwa tequilla to ta produkowana 100% z agawy, a nie tylko z jej dodatkiem. A od tych prawdziwych bar w Poco Loco się aż ugina! Ale nie będę się tu wymądrzał, najlepiej samemu iść potestować.
My na start wzięliśmy zestaw degustacyjny sześciu 20 ml shotów (49 PLN) podzielonych ze względu na stopień starzenia, infuzowanie oraz region pochodzenia, a później popiliśmy kilku odmian Anejo. Nie żałowaliśmy ani jednej złotówki wydanej na shoty 1800, Herradon, Patron, Don Julio… i paru innych.
Spróbujcie ichniejszych specyfików – zaręczam, że będziecie w dobrych rękach.
Na koniec ciekawostka – mówi się że po dobrej tequilli nie ma kaca. Podejżewam, że owa teza zależy od ilości spożytych %, ale ja po 7 czy 8 szotach następnego dnia nie odczuwałem żadnego syndromu dnia poprzedniego.
Komu polecam Poco Loco? Wszystkim którzy lubią kuchnię „około” meksykańską. Czemu około? Bo ekipa sama jasno pisze, że nikt tam nie pochodzi z Meksyku, ale że Meksyk wylewa im się z serc. I to czuć!. Mnie osobiście mało interesuje tak zwana zgodność z oryginałem, której doszukuje się internetowe eksperckie grono znawców. Mnie interesuje: jakość, lokalny produkt, i smak. Te trzy aspekty znajdziecie w Poco Loco, a za wszystko inne zapłacicie kartą Mastercard (zawsze chciałem to napisać i g’woli ścisłości zapłacicie również Visą).
Od czasu do czasu będę wpadał na tequillowe alkoholowe lekcje. Ba, zabiorę znajomych, aby i oni czegoś ciekawego się także dowiedzieli. W końcu człowiek uczy się całe życie 🙂
Jeśli ciągle macie ochotę na więcej, to zapraszam do recenzji poniżej ze stycznia 2019.
Nigdy nie odczuwałem dzikiej przyjemności z konsumowania meksykańskiej strawy, jednak stoisko Poco Loco odwiedziłem już kilkukrotnie podczas krakowskiego festiwalu #najedzenifest.
Jakiś czas temu, ekipa otworzyła drugi stacjonarny lokal w samym sercu Kazimierza, w kamienicy przy placu Nowym. Ich pierwsza jadłodajnia znajduje się na ulicy Czystej.
Po przekroczeniu progu nie da się nie zauważyć baru z przeróżnymi trunkami. Ale ja dzisiaj nie o tym – na flaszki tego wieczoru nie patrzyłem, byłem głodny i myślałem tylko i wyłącznie o jedzeniu.
Proces zamówienia jest prosty.
- Wybieramy bazę (burrito, quesadilla, sałatka);
- Określamy wielkość (standard za 15 ziko lub max za 18cie);
- Decydujemy się na rodzaj mięsa (veganie mogą wybrać falafel);
- Wskazujemy 8 wybranych przez nas składników plus sos(y).
Ot cała filozofia. Bardzo lubię takie „subway’owe” podejście z komponowaniem posiłku krok po kroku i produkt po produkcie. Jeśli jednak nie wiecie czego chcecie, albo najzwyczajniej nie chce Wam się myśleć, możecie skorzystać z wypisanych na tablicy „gotowców”.
Zdecydowaliśmy się na burrito z wołowiną i quesadillę z kurą w powiększonych wersjach. Wskazaliśmy składniki i Pani poprosiła abyśmy usiedli, jednocześnie informując, że nasze zamówienie przyniesie do stolika.
Tego wieczoru w styczniu 2019 lokal był puściuteńki, mieliśmy więc sposobność pyknięcia kilku fotek nikomu przy okazji nie przeszkadzając.
Zamówienie otrzymaliśmy do stolika już po pięciu minutach, niestety na samym początku z małym zonkiem w postaci kolendry. Kilkukrotnie prosiłem o jej niedawanie. Kucharz specjalnie dla mnie przyrządził nawet pomidorową salsę bez tego ohydztwa, ale Pani się zapomniało i finalnie posypała mojego buritosa garścią tej zieleniny. Bez mrugnięcia okiem i ze szczerym przepraszam, szybko zabrała mój talerz i przybyła z nowym po kilku minutach. Pomyłki się zdarzają – nie żywię urazy 🙂
Szarpana łopatka wołowa w buricie, owszem bardzo aromatyczna, ale kurcze jak na wersję MAX to w ilości rzekłbym delikatnie mało okazałej (jakieś 100g.) Wszystkie warzywa świeże, ser nic, a nic nie wyczuwalny (jego również było maleńko z tego co zaobserwowałem kiedy Pani posypywała nim mojego placka). Na plus świetna, kremowa śmietana i wyborny pszenny placek.
Drugie zamówienie czyli Quesadilla z kurakiem pomimo, że na talerzu prezentowała się dość okazale, jednak tak jak w przypadku burrito, po jej spałaszowaniu żołądek K. również domagał się czegoś jeszcze … Tutaj dało się już wyczuć ser. Inne dodatki bardzo wporzo. Sos barbecue celujący.
W Poco Loco znowu zrobili nam tak dobrze jak parę razy wcześniej przy festiwalowych okazjach. Ichniejsze składniki wyglądają i smakują naprawdę godnie. Po konsumpcji nie będziecie się czuli ciężko jak to czasem bywa w przypadku kuchni tex-mex.
Pierwszy głód udało się nam lekko uciszyć, jednak nawet przy wersji MAX, Poco Loco nie zaspokoiło żadnego z naszych żołądków. Kolację musieliśmy zakończyć kilka przecznic dalej, w nieczynnym już lokalu z bardzo smacznymi obwarzankowymi wariacjami…
Jeśli lubicie ten rodzaj kuchni albo zwyczajnie chcecie odsapnąć od hambugsów (żeby nie napisać od kebabów) z całym przekonaniem mogę to miejsce Wam polecić. Kiedy jednak będziecie naprawdę głodni i zechcecie się najeść pod sam korek, wtedy koniecznie zamówcie podwójną porcję.
lubię miejsca gdzie mogę sama wybrać składniki do dania 🙂
PolubieniePolubienie