RESTAURACJA ZOSTAŁA ZAMKNIĘTA W PAŹDZIERNIKU 2022

Końcem lipca i w połowie sierpnia 2022 wpadłem tam dwukrotnie na lunch.
Zestawy w cenie 29 PLN zmieniają się co tydzień. Z listy kilku pierwszych oraz drugich dań wybiera się po jednym.
Owego czasu wybrałem całkiem dobrą, acz kompletnie nieostrą zupę tajską z kurczakiem i warzywami oraz przeraźliwie suche bitki wieprzowe w sosie chrzanowym z ziemniaczanym, maślanym puree z młodą fasolką.


Kompanka P. poprosiła o bruschetty z pomidorami, czosnkiem i bazyliowym pesto oraz burrito z chili con carne, zapieczonym cheddarem oraz creme fraiche.


Obydwa sety oceniliśmy w pięciostopniowej skali na 3. Nic nas nie uwiodło, ale i nie odrzuciło. Wrócimy niebawem na testy innych lunchowych pozycji.
Innym razem z ziomalką M. spróbowaliśmy kolejnych zestawów.
Wypełniony kiełbasą żurek był pyszny i gorący, pate z wątróbki drobiowej na świeżym pieczywie zaskoczyło podaniem z podgrzaną wiśniową konfiturą.




Panierowanego dorsza zestawiono z czarnym ryżem, a wieprzowe żeberka dosłownie utopiono w okrutnie słodkim sosie BBQ którego z racji tej słodyczy nie dało się zjeść. Samo mięso było okey, ale cały ten sos bardzo przeszkadzał. Zamiast chochli wystarczyłaby jego jedna łyżka. Frytki okey, zasmażanej kapuście nie pożałowano zasmażki – nie smakowała mi.
Porcje spore, ale smakowo to w dalszym ciągu nie to co kiedyś. Nie wiem czy i kiedy damy trzecią szansę.
- fb
- śniadania: ?
- oferta lunchowa: zupa + drugie danie = 29 PLN
- parking: publiczny płatny przy ulicach obok
- kącik dla dzieci: ?
- ogródek / taras: dostępne miejsca na zewnątrz niestety tylko na leżakach
- miejsce przyjazne zwierzakom: ?
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
*** PONIŻSZE OCENY DOTYCZĄ TYLKO OFERTY LUNCHOWEJ ***
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 4
smak 2
obsługa 3,5
cena / jakość 2
OCENA KOŃCOWA: 3,1 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Zaobserwuj profil bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.
RECENZJE STARSZE NIŻ TRZY LATA
Trzecim i ostatnim odwiedzonym przez nas w ramach jesiennej edycji Restaurant Week 2018 miejscem było Novum Bistro. Zasady tego festiwalu już pewnie znacie, więc nie będę się powtarzał.
Wybór padł na Novum, gdyż co jakiś czas wraz z ekipą z pracy raczymy się w Novum lanczami za dwie dyszki i bardzo nam tamtejsza kuchnia odpowiada 🙂
* Więcej o wspomnianym obiedzie oraz innych lunchowych miejscówkach w rejonach ronda Mogilskiego tutaj.
Restauracja mieści się w kamienicy na ulicy Lubicz i dysponuje sporym parkingiem – w tej lokalizacji to duże udogodnienie. W ciepłe dni lub wieczory do dyspozycji gości są również zewnętrzne stoliki. Wnętrze jest kameralne, wygodne i świeże.
Kelnerka od razu do nas podeszła i wskazała stolik przy którym czekali już J. z K. Oprócz nas i jeszcze jednej parki w środku hulał wiatr. Ledwie zdążyliśmy wymienić kilka zdań i przesiąść się do stolika z lepszym oświetleniem, kiedy przed nami pojawiły się przystawki.
- czarny hummus, kompresowane warzywa, jogurt ze słonecznika, gryczana pita. Pasta kremowa, aczkolwiek nie wiem czemu hummus nazwany został czarnym (?). Warzywa prawdopodobnie poprzez umieszczenie ich w próżniowej torebce (albo pojemniku) miały lekko twardszą teksturę. Jogurt ze słonecznika – hmm jadłem coś takiego pierwszy raz – całkiem ciekawy. Całościowo oryginalne połączenie smaków, dołożyłbym jednak kilka dodatkowych pasków pieczywa skoro ktoś zaplanował je podać w formie takich podłużnych „ścinek”.
- krem ze skorzonery, kindziuk, grzanka z czarnuszką, olej lniany. Korzeń wężymorda, bo tak inaczej nazywana jest skorzonera, przypominał mi trochę ziemniaka w połączeniu ze szparagiem. Grzanka wraz z wędliną dobitnie pięczętowała świetną zupę.
Pierwszy głód zaspokoiliśmy, wymieniliśmy się spostrzeżeniami, pogaworzyliśmy chwilę o życiu i nie wiem czy minęło dziesięć minut, kiedy to kelnerka zaprezentowała nam dania główne.
- roladka z bakłażana, migdały, sos kurkowy, tempeh, purée z pieczonych warzyw. Reprezentacja wegańskiego menu rozwaliła mnie na łopatki – serio. Bakłażan super miękki, bez twardej skóry ze świetnym migdałowym finiszem i pastą z soi (to własne ów tempeh). Kurki przypominały o jesiennym sezonie grzybowym, a pieczony jarmuż chrupał jak najulubieńszy chips.
To danie przypomniało mi jak smaczne mogą być niemięsne potrawy i między innymi dzięki niemu pod koniec listopada rozpoczynamy nasz #PescowegetariańskiChallenge – ale o tym wkrótce 🙂
- żeberko z dzika, jałowiec, gołąbek z kaszą gryczaną i bryndzą, purée z selera, pomidor. W mięsnym menu szef kuchni postawił na dziczyznę z lekko piekącym i bardzo charakterystycznym sosem z owocem jałowca. Dzik raczej twardy, ale wg mnie dokładnie taki właśnie powinien być i z wyśrodkowaną ilością tłuszczu (dla mnie w sam raz, ale od innej osoby usłyszałem opinię, iż dostała porcję ze zdecydowanie zbyt dużą jego ilością). Selera nie lubię więc nie skomentuję, ale ten gołąbek z kaszy gryczanej! O ja Cię! Prosta się wydaje sprawa, tylko mały dodatek, a mega mi posmakował – kasza i bryndza okazała się świetną parą.
Zjedliśmy szybko, porcje nie należały do wielkich, ale w tamtej ówczesnej porze to dobrze bo godzina 21 w środku tygodnia to raczej nie czas na konkretne zapchanie żołądka – w końcu to nie Włochy 🙂
Po kolejnych dziesięciu minutach dorwaliśmy się do deserów.
- pana cotta dyniowa, marakuja, kokos, mak. Zacznę może od finezyjnego kawałka kokosu potraktowanego jak domniemam ciekłym azotem. Fajna sprawa tylko ktoś powinien pomyśleć o podaniu gorącego noża, bo nijak nie dało się tego kruszyć… Lepszym pomysłem byłoby serwowanie tego owocu w małych drobinkach, bo uwierzcie walka z tą grudą była sroga. Dyniowa, kwaskowata baza nie przypadła mi gustu. Najlepszym składnikiem był prasowany mak. Ja lubię w miarę słodkie desery – ten był całkiem z innej, nie mojej bajki.
- beza piernikowa, mascarpone, orzech. Tutaj prym wiódł doskonały orzechowy krem który w połączeniu z bezą oraz gruszką tworzył zgraną kompozycję.
Na słowa pochwały zasługuje obsługująca nas Pani, która przy każdym talerzu recytowała znajdujące się na nim składniki i zainteresowana była opinią zwrotną. Swoją pracę wykonywała efektywnie i nienachalnie.
Novum owszem przekonało mnie do siebie – będę zaglądał na lunche i całkiem możliwe, że wpadnę również na śniadanie. W karcie przyuważyłem też sporo ciekawo brzmiących koktajli, tak że możliwe, że na szybkie alko po pracy też zajrzę.
Drodzy czytelnicy niech Was nie przestrasza lokalizacja – z centrum to raptem dwa przystanki i trzyminutowy spacer. Dajcie szansę – jest spory potencjał.
Ależ ta beza kusi! W piątek jadłam bezowy torcik z dyniowym kremem, coś wyjątkowo oryginalnego. Ale piernikowa chyba by u mnie wygrała 🙂
PolubieniePolubienie
Desery wymiatają! Chyba się tam przejdziemy niebawem 😉
PolubieniePolubienie