Jedzenie Kazimierz Kraków Kuchnia azjatycka Ocena końcowa: (3) Jest OK Restauracja Stare miasto Z dziećmi

Kuchnia Królestwa Tajlandii – Taj – KRAKÓW, ul. Miodowa i ul. Szpitalna

W połowie marca 2022 wpadliśmy z kolegą Ł. do Taja na Miodowej na ekspresową kolację.

Ja poprosiłem o szaszłyki z kurczaka (21 PLN) z sosami: orzechowym pikantno – słodkim (fantastycznym) oraz pikantnym na bazie octu. Soczyste i jak najbardziej warte polecenia.

Ł. jest fanem tutejszego żółtego curry z kurczakiem, fasolką, bakłażanem, pędami bambusa, tajską bazylią i oczywiście mlekiem kokosowym (35 PLN). Również się nie zawiódł i ocenił pochlebnie.


Końcem września 2021 umówiliśmy się z foodiesowymi znajomkami celem opicia i ojedzenia skutecznej obrony pracy koleżanki. Jako miejsce owej ewentualności sprzyjające, obraliśmy azymut na świeżą lokalizację Taja na ulicy Szpitalnej.

Jako że na dolnej sali urzędowało sporo gości, miłe kelnerki zaprosiły nas na antresolę.

W trakcie kolacji wypiliśmy sześć różnych koktajli i to od nich rozpocznę opowiastkę, gdyż to zdecydowanie najsłabsze ogniwo. W karcie jest ich bardzo dużo, lecz owa ilość jakości nie służy. Pozytywnie wypowiedzieliśmy się raptem o dwóch, kolejna para była powiedzmy wypijalna, a dwa ostatnie wypiliśmy ot bo „szkoda było zostawić”. Żeby nie być gołosłownym: w Mojito zapomniano o brązowym cukrze, inny koktajl smakował połączeniem owocu liczi i wody, jeszcze inny zmieszaniem wody z mlekiem kokosowym.

W każdym tona lodu i bardzo mało cieczy, a nuty alkoholi ledwie wyczuwalne. Żadnych niespodzianek, „smaczków”, punktów zwrotnych. Kompletna nuda i ogólnie słabe wykonanie. Znajome, które odwiedziły Taja kilka dni po mojej wizycie napisały mi dokładnie to samo…

Zapewne ekipa się dopiero szkoli i w przyszłości prawdopodobnie będzie lepiej, ale na teraz mówię tym drinkom stanowcze NIE. Zresztą rok temu miałem z innymi znajomkami podobne odczucia po wizycie w Taju na Miodowej… Hmm może do trzech razy sztuka?

Ucztowanie rozpoczęliśmy od przystawek.

Fresh Rolls (31 PLN) to wiosenne naleśniki z miejscami gumowego papieru ryżowego z krewetkami, sałatą, marchewką i ogórkiem. Pamiętałem je z wizyty w kazimierzowskim Taju i wydaje mi się iż tam były smaczniejsze i przygotowane z większą dbałością o szczegóły. Na plus bardzo dobry sos.

Sałatka z krewetkami, kalmarami, kawałkami panierowanego dorsza oraz drobno siekaną wieprzowiną (30 PLN) bardzo solidna. Sporo owoców morza, dużo czerwonej i białej cebuli oraz chrupiąca sałata. W talerzu dało się również wyhaczyć grzyby enoki i pomidora, a na spodzie spoczywał sojowy makaron.

Szaszłyki z kurczaka (19 PLN) z sosami: orzechowym pikantno – słodkim (fantastycznym) oraz pikantnym na bazie octu z wymienionymi wcześniej dipami smakowały wszystkim bez wyjątku.

Dania główne pojawiły się tuż po uprzątnięciu poprzednich talerzy.

Pad Thai z krewetkami i tofu (38 PLN) jak to w Taju słodki do granic możliwości – jedni za to go kochają, inni nienawidzą. Makaron dało się od siebie rozkleić po zaaplikowaniu limonki. Wielkość porcji i same składniki w porządku.

Przy takiej ilości cukru ciężko mi się odnieść do walorów smakowych, bo taka dawka węgli to kwestia bardzo osobista. Ja preferuję mniej słodkie i balansuję słodycz kwaskowatością cytrusa, ale znam również osoby które lubią fest słodkie i limonki nawet nie dotykają. Według mnie cukier ładują tam chochlami, więc miejcie tego świadomość.

Krewetki z woka z warzywami w sosie na bazie wina chińskiego (36 PLN) zaskoczyły niemalże surowym stanem warzyw. Domyślam się, że trzy różne papryki, marchewkę i cebulę wrzucono na super gorącego woka dosłownie na minutę. Złapały temperaturę i kompletnie nie zmieniły swojego smaku. Dzięki takiemu zabiegowi warzywa nie straciły wartości odżywczych.

Dobrany dodatkowo ryż z jajkiem (8 PLN) w menu widniał jako 200g, ale to zapewne waga po ugotowaniu, gdyż na oko było tam 2/3 standardowej torebki. Po zmieszaniu go z sosem, sprężystymi owocami morza oraz warzywami danie bardzo mi posmakowało.

Wołowina z woka w sosie z czerwonego wina (38 PLN) z chili, czosnkiem i imbirem w towarzystwie tajskiej surówki to strzał w dziesiątkę. Mięso przyrządzono idealnie, było miękkie i soczyste. Pięknie grało wraz z makaronem ryżowym z jajkiem (8 PLN). To danie, mimo iż nie wygląda, okrzyknęliśmy najlepszym daniem wieczoru.

Obsługująca nas kelnerka uśmiechnięta i bardzo miła, ale pytania czy wszystko jest w porządku powinna zadawać chociaż te pięć minut po położeniu talerzy na stole, a nie niemalże natychmiast kiedy jeszcze nie zdążyliśmy czegokolwiek spróbować 🙂 Dziewczyna przynosiła nam dania, do stolika obok zanosiła napitki, a wracając zatrzymywała się u nas celem posłuchania feedbacku. Odrobinę za szybko.

Patrząc pod kątem jedzenia, Taj jest bezpiecznym wyborem. Każde z dań, czego na pewno nie można powiedzieć o koktajlach, prezentowało godny poziom. Nie powodowało wybuchu kulinarnej ekstazy, ale również w żaden sposób nie zniechęcało.

Taj to restauracja do której jeszcze kiedyś zapewne wrócę, ale jeśli chodzi o tę kuchnie, zdecydowanie bardziej, zarówno klimatem jak i strawą, przemawia do mnie Molam. No i tam nigdy nie zawiodłem się na drinkach.


W sierpniu 2019 pięcoosobową ekipą z pracy przestąpiliśmy progi Taja celem sprawdzenia oferty lanczowej.

W opisywanej restauracji kucharzami są rodowici tajowie z gastronomicznym doświadczeniem. Zapowiada się dobrze? Czytajcie dalej 🙂

Menu skonstruowane jest tak, aby spróbować zarówno czegoś ulicznego, jak i bardziej tradycyjnego czy nowoczesnego. Całe do wglądu tutaj. 

Lokal na ulicy Miodowej zajmuje dwa piętra, jest bardzo przestronny i gustownie urządzony. Sporo stolików w trzech salach na górze, dodatkowo mnóstwo na dole. Nie musicie się obawiać o brak wolnego miejsca ani o wcześniejszą rezerwację. Stoliki są od siebie oddalone na tyle, iż jest komfortowo. Dzięki muzyce w tle, można sobie gaworzyć normalnym głosem bez krępacji. 

Od poniedziałku do piątku w cenie 22 złotych dostaniecie tam dwa dania wraz z wodą, którą za dodatkowe 3 zety możecie wymienić na jedną z kilku lemoniad. Naszym zdaniem nazywanie tych napoi lemoniadami jest jednak trochę na wyrost…

Jako, że wszyscy poszli w menu mięsne, ja postanowiłem sprawdzić wersję wegańską. Po 15 minutach pojawiły się zupy.

  • w mojej cynamonowej dało się wyczuć słodkawy, lekko korzenny posmak. Zupa była porażająco aromatyczna, a tofu w cieście miękkie i odrobinę słodkawe.

img_5865

  • w Tom Kha z kurczakiem którą pałaszowali towarzysze, najmocniejszym nośnikiem smaku było mleczko kokosowe i trawa cytrynowa. Galangal dodawał odrobinę imbirowego posmaku, dało się również wyczuć kolendrę. Zupa była trochę pikantna. Chłopakom smakowała bardzo, dziewczynom mniej. 

img_5864

Po chwili pojawiły się:

  • trzy kulki z kukurydzy i czerwonej pasty curry z dodatkiem przyprawy z liści limonki (kaffiru) wraz z super sprężystymi, niektórymi świeżymi, a innymi ukiszonymi warzywami i bardzo słodkim, minimalnie pikantnym sosem chili. Przyznaję, że ten wegański talerz wywarł na mnie super pozytywne wrażenie. 

img_5868

img_5869

  • Pad Thai z kurczakiem i tofu tak jak podczas mojej pierwszej wizyty we wrześniu 2018 (opisanej poniżej) tak i teraz był bardzo słodki i jednocześnie odrobinę ostry. Smakował wszystkim bez wyjątku. 

img_5866

img_5867

Z lunchu wyszliśmy usatysfakcjonowani i doładowani energią wystarczającą na wykonanie pozostałych pracowniczych obowiązków.


  • www: https://www.facebook.com/taj.krakow/
  • śniadania: brak
  • oferta lunchowa: pon – pt 12-16: pierwsze + drugie danie + woda = 29 PLN (z lemoniadą 32), do wyboru zestaw wegański lub mięsny
  • parking: publiczny płatny pon-sb przy ulicach obok
  • kącik dla dzieci: jest
  • taras / ogródek: brak

OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):

lokal / wystrój 3,5
wielkość porcji 3
smak 3 (brakuje powtarzalności ostrości)
obsługa 3,5
cena / jakość 3 

OCENA KOŃCOWA: 3,2 / 5  (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)

Screenshot 2020-06-03 at 00.26.30


Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.

Zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc albo sprawdź je wszystkie na posegregowanej wg ocen mapie Krakowa i okolic.

RECENZJE STARSZE NIŻ TRZY LATA

W grudniu 2018 z okazji urodzin koleżanki I., solenizantka wraz ze swoim narzeczonym DB. odwiedziła Taja i napisała kilka zdań.

Ostatnim razem nasze serce skradł satay z kurczaka, wiec i tym razem go zamówiliśmy. Gorący kurczak, doskonały orzechowy sos i chrupka surówka – niebo w gębie. Z ręka na sercu wystawiam 11/10.

img_0333

Kolejnym zamówieniem były spring rollsy. Trzy bardzo gorące sajgonki parzyły do ostatniego kęsa. Wyróżniał je doskonały domowy, słodko – kwaśny sos o łagodnym smaku.

img_0337

Kaczka z liczi i pomidorkami koktajlowymi oraz wołowina z warzywami w sosie z czarnego pieprzu. Do obydwu zamówiliśmy po makaronie z jajkiem i surówce tajskiej.

img_0335

Wołowina nie była krucha, ale lekko gumowa, warzywa trochę miękkie i delikatnie chrupiące, wszystko zatopione w gęstym sosie. Bez zarzutu i bez szału – po prostu okey. Porcja dość duża. Po wcześniejszych przystawkach ciężko było sobie z nią poradzić – nam się nie udało.

img_0336

Drób podano w głębokim talerzu. Podsmażona,  pokrojona w plasterki pierś pływała jak w zupie. „Jak to ogarnąć? Nożem, łyżką czy widelcem?” Na szczęście w większości dało się zjeść cały plasterek na raz, ale te które wymagały krojenia były wyzwaniem.

Pierwszy raz jadłam kaczkę w takiej formie – z mlekiem kokosowym i orzeźwiającymi owocami jak liczi czy ananas. Kawałki papryki dodawały daniu pikantności i chwilami parzyły w język. Uczuleni na ostrość powinni uważać na ziarenka – D. zjadł kawałek, zdrętwiał mu język i dostał czkawki :p

img_0334

Mięso, w środku mięciutkie, soczyste, a przysmażona skórka chrupiąca tak jak lubię. Porcja spora – podobnie jak u D., z makaronem i surówką ledwo ledwo do zjedzenia. Całość smakowała ciekawie, aczkolwiek pomysł „pływania” wszystkiego jak w zupie, do mnie nie przemówił.

Tego wieczoru nie byliśmy już w stanie wcisnąć żadnego deseru, ale ostatnim razem zamówiliśmy lody smażone w cieście. W menu brakuje wzmianki o wiórkach kokosowych, które są częścią oplatającego gałkę lodów ciasta, więc jeśli ktoś ich nie lubi, będzie to dla niego niemiła niespodzianka. Były ok, ale wraz z D. zgodnie stwierdziliśmy, że nie jesteśmy fanami tajskich deserów – wolimy jednak klasyczne ciasto czekoladowe czy creme brulee.

Z obydwu wizyt jesteśmy bardzo zadowoleni i jeszcze nieraz tam wrócimy. Na pewno popróbujemy nowych rzeczy, ale satay z kurczaka w ramach przystawki również bankowo pojawi się na stole 🙂


We wrześniu 2018 zdecydowaliśmy się wraz z K. w trakcie naszej pierwszej wizyty w Taju na Miodowej na trzy dania.

Kilka minut po przyjęciu zamówienia, kelnerka przyniosła gratisowe krewetkowe prażynki z lekko ostrym i piekielnie słonym sojowym sosem. Ja wiem, że sojowy musi być słony, ale tutaj było tak słono, że po zanurzeniu prażynki w roztworze na chociażby sekundę, miałem spore trudności z jej przełknięciem. Bez sosu, prażyny były wporzo.

img_5846

Wiosenne Fresh Rolls (26 PLN) czyli naleśniki z papieru ryżowego z krewetkami, sałatą, marchewką i ogórkiem pojawiły się już siedem minut po złożeniu zamówienia.

Podane wraz z lekko pikantnym, lekko kwaśnym i odrobinę słodkim dipem na bazie sosu rybnego z czosnkiem i orzeszkami.  Wnętrze tej sakiewki przy każdym gryzie dosłownie chrupało, kontrapunktując super miękkiej oprawie. Bardzo lekkie danie kojarzące się z wiosną i ogrodem.

img_5847
img_5848

Po tej przyjemnej przystawce na dania główne poczekaliśmy pół godziny.

Jako że przez cały dzień we wszystkich posiłkach pochłonąłem sporo mięsa, tym razem po treningu zachciało mi się sojowego specyfiku. Tofu lubię za jego strukturę, bo smaku to dla mnie nie ma w nim wcale. Smażone wraz z warzywami z woka i orzechami nerkowca (25 PLN) pływało w gęstej słodkiej zalewie. Dodatkowo zamówiony makaron z jajkiem (7 PLN) pierwszorzędnie się z nim komponował. Papryka, pieczarki, marchew i cebula aromatyczne i sprężyste – dokładnie takie jakich się spodziewałem. Wisienkami na torcie okazały się prażone nerkowce, których kucharz sypnął prawie całą garść.

img_5849
img_5852

K skusiła się na Pad Thai z krewetkami (31 PLN). Danie było bardzo (za) słodkie, ale dzięki limonce udało się to lekko zniwelować. Makaron ugotowany w punkt i nie posklejany, owoce morza strzelające pod naporem zębów. Całkiem spoko te noodle, ale przez tę mega słodycz nazbyt zamulające.

img_5851
img_5853

Słodkości mieliśmy dosyć, więc o deserze nie mogło być mowy 😉

Przy wychodzeniu z lokalu pożegnały się z nami chyba trzy albo cztery osoby z obsługi – niby szczegół, ale jednak miło jak ktoś tak serdecznie Ci dziękuje za wspólnie spędzony czas. Lubię miejscówki z takim gościnnym nastawieniem.

Taja jeszcze odwiedzimy i może się okazać, że nie tylko na jedzenie, bo w karcie prężą muskuły ciekawie brzmiące tajskie drinki 🙂

2 komentarze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: