W styczniu 2021 wymyśliłem, że zdobędę Tarnicę i jeszcze jeden wybrany bieszczadzki szczyt zimą. Towarzyszka wyprawy ogarnęła nocleg, spakowaliśmy mandżury, termos, raki oraz tonę ciepłych ubrań i ruszyliśmy w trasę.
Wędrowniczy plan wykonaliśmy w stu procentach, a głód zaczął o sobie dawać znać. W dobie #covid19 restauracje i karczmy serwują jedzenie tylko na wynos – nie inaczej było w przypadku Pawła. Wyjeżdżając z parkingu w Wołosate wykonaliśmy telefon. Pół godziny później czekały na nas dwa pudełka. Dobrze, że wpadliśmy na taki pomysł, gdyż w środku zastałem chyba z dziesięciu wygłodniałych piechurów.
Ze specjalnej wynosowej karty zamówiłem dwie bardzo proste pozycje
- soczystego i pachnącego kurczaka z grilla z surówką z marchewki oraz karbowanymi, mrożonkowymi frytkami (25 PLN). Nie ma się co oszukiwać – w daniu nie szukałem kunsztu, acz prostoty. Okazało się smaczne, świeże i uczciwe.

- wieprzowe żeberka w glazurze bbq (39 PLN). Bardzo dobrze wspominam gładkie, maźnięte pesto, ziemniaczane puree oraz świetną, odrobinę kwaskowatą zasmażaną kapuchę. Na plus zaliczyłem również mocny chrzan. Musztarda – ot jak musztarda, ale załamałem się próbując przepaskudnego, galaretowanego, czerwonego sosu – smakował jak taki sztuczny, chamski polvietowy specyfik – okropny! Dobrze, że ktoś nie wpadł na pomysł aby nim polać żebra, bo wtedy musiałyby wylądować w koszu. Mięsiwo nie było suche, ale i nie nad wyraz soczyste – takie po środku, od kostek odchodziło gładko. Danie w porządku – nie będzie mi się śniło po nocach, ale zjadłem z przyjemnością.

O Pawle dowiedziałem się od kumpeli, która szczerze to miejsce polecała. Pierwszego wieczoru w Bieszczadach, zaraz po zdobyciu Tarnicy we wrześniu 2018, udaliśmy się właśnie tam na obiadokolację.
Mimo iż w lokalu jest sporo stolików, chwilę na swój poczekaliśmy. Czas ten byłby pewnie sporo dłuższy gdyby nie fakt, że wraz z inną parą która także czekała na miejscówkę dogadaliśmy się i usiedliśmy przy jednym większym stoliku.
Kelnerka po chwili pojawiła się z kartami, a w środku wszystko się do nas uśmiechało! Wiecie jak to jest – kiszki marsza grają, a każda pozycja wydaje się interesująca.
Postanowiliśmy wystartować z dwoma przystawkami i dwoma daniami głównymi, na co kelnerka od razu powiedziała, że na bank nie damy temu rady i żebyśmy wybrali przystawkę (której ona zamówi połówkę) oraz po jednym daniu. No to grubo – pomyślałem, ale skoro tak to tak – pani zaufałem.
Z kelnerką umówiliśmy się, aby starter podała wraz z daniami głównymi.
- kaszanka o wyraźnym smaku wątróbki, podana na ziemniaczanym puree ze smażoną cebulą i kapuchą oraz konserwowymi ogórami. Połówka w cenie 10 PLN – swojska i dobra.
- placek po bieszczadzku (22 PLN) utopiony w doskonałym paprykowo – pomidorowym gęstym sosie ze sporą ilością super miękkiego mięsiwa. Mimo niezbyt apetycznego wyglądu, smakowo pierwsza liga.
Mistrzem wieczoru okazały się gołąbki bojkowskie (18 PLN) w śmietanowo – cebulowym sosie. Wypełnione ziemniaczanym farszem z boczkiem i owinięte przysmażoną kapustą – coś pysznego! Jak tak teraz o tym piszę to jadłbym, oj bardzo bym jadł.
Po takiej uczcie nie mogliśmy nie spróbować deseru, więc wraz z cappuccino (8 zł) poprosiliśmy o jak się okazało doskonały sernik (14 zł) z mocno wyczuwalnym i konkretnym w smaku twarogiem, domową bitą śmietaną oraz truskawkami i malinowym sosem. Cudeńko proszę ja Was.
Nasi nowo poznani współbiesiadnicy także nie kryli zadowolenia. Pokaźnych rozmiarów żebro oraz gulasz w kociołku zostały przez nich bardzo pozytywnie ocenione. Z czystego obowiązku musiałem ich o to wypytać – jakżeby inaczej 😉
Dzień później wpadliśmy na śniadanie w formie szwedzkiego stołu. 21 PLN i hulaj dusza. Wybór przeogromny: jajecznica, kiełbaski, boczek, jajka na twardo, szynki, kiełbasy, pasztety, śledzie, sery, różne przetwory, sałatki, sporo pieczywa, ciasta. No ogrom mówię Wam. Do picia woda, soki, kawa z ekspresu, herbata. Mistrzem poranka okazał się domowy jogurt z borówkami.
Najlepsze jest to, że wszędzie obok poranne posiłki kosztują od 16 – 20 PLN i są to gotowe zestawy z plastrem szynki, sera, jedną bułką i jakimś napitkiem. W temacie śniadań Paweł ze swoim szwedzkim stołem bezapelacyjnie rozkłada konkurencję na łopatki.
Obsługa podczas dwóch wizyt uprzejma, profesjonalna i zainteresowana opinią zwrotną.
Kuchnia od Pawła kimkolwiek jest owy jegomość, bardzo, ale to bardzo nam posmakowała. Ta karczma jest pewniakiem, którego się poleca wszędzie i każdemu.
Nie pozostaje mi nic innego jak darmowe nagabywanie abyście przekroczyli ich progi. Sądząc po naszych dwóch świetnych wizytach powinniście być bardzo zadowoleni 🙂
P.S. A w Bieszczadach jedliśmy jeszcze tutaj.
- www: http://www.pawelniecalkiemswiety.pl/
- śniadania: w formie bufetu, w cenie oprócz jedzenia kilka rodzajów herbat, kawa z ekspresu, woda i napoje
- lunche: brak
- parking: prywatny
- kącik dla dzieci: nie zauważyłem
- taras / ogródek: kilka stolików na zewnątrz
OCENY (1-TRAGEDIA 2-SŁABO 3-OK 4-BARDZO DOBRZE 5-REWELACJA):
lokal / wystrój 4
wielkość porcji 4,5
smak 4
obsługa 4
cena / jakość 4
OCENA KOŃCOWA: 4,1 / 5 (jak przyznajemy szczątkowe oceny?)
Polub bezfarmazonu na Facebooku i Instagramie aby być na bieżąco z nowymi postami.
Jeśli masz jeszcze czas i ochotę zobacz pełną listę odwiedzonych przez nas miejsc.
Jakie to żeberko gigantyczne! Pół rodziny się naje:) Gołąbki mnie kuszą, od dawna chcę spróbować z ziemniaczanym farszem 🙂
Takie śniadania w formie bufetu lubię najbardziej:)
PolubieniePolubienie
Tak, na śniadaniu u Pawła byłam ponad pół roku temu, a do tej pory śni mi się po nocach.
Ps. Gwoli ścisłości to karczma nie jest w Wetlinie a w Smerku
PolubieniePolubienie
Hej dzięki racja 🙂
PolubieniePolubienie
byłem w sobotę 26.09. …..
srogie rozczarowanie…..
bigos w chlebie tylko znośny….
placki słabo przysmażone i strasznie przesolone…
ogólnie sól i czosnek w nadmiarze…
jeszcze lemoniada….butelkowa i bardzo słaba
PolubieniePolubienie
Przykro słyszeć, nasz wpis jest sprzed dwóch lat, ciężko teraz się nam odnieść do Pana opinii.
PolubieniePolubienie