Po zdobyciu Rys od strony słowackiej we wrześniu 2019, musieliśmy koniecznie uzupełnić wszystkie wchłonięte przez ten 8 godzinny spacer kalorie. W głowie pojawiło mi się jedno miejsce z Tatrzańskiej Łomnicy – Stara Mama.
O samym miejscu i serwowanych tam potrawach nie będę się rozpisywał bo to info znajdziecie we wcześniejszych recenzjach (wystarczy że przewiniecie ten post do dołu).
Przejdę od razu do meritum.
Pierogi z bryndzą, kwaśną śmietaną i przefansatycznymi skwarkami (7.5 Euro) nie zawiodły. Te ostatnie także i tym razem były idealne: miękkie a zarazem chrupiące i wcale niespalone. Coś cudownego. Uwielbiam je!
Trzy naleśniki w cenie 4 Euro miały świetne ciasto, ciepłą wiśniową coś jakby frużelinę, czekoladę oraz bitą śmietanę. Sycące i mega słodkie – jak ktoś lubi takie super kaloryczne i turbosłodkie tematy, na pewno będzie zadowolony – K. była 🙂
Jak co roku, tak i teraz w lutym 2019 nie mogliśmy odpuścić Starej Mamy. Nasze zamówienie standardowe – takie jak opisane już kilka razy wcześniej: pierogi z bryndzą (7.50 Euro) i zupa fasolowa (4.10 Euro).
Te pierwsze wybitne, zupa również świetna – po szczegóły przewińcie do dołu do recenzji z wcześniejszych lat.
W kolejnym roku znowu wróciliśmy do Mamy. Tym razem w lutowy 2018 piątek o godzinie 18tej mieliśmy farta i bez czekania udało nam się trafić wolny stolik.
Zamówiliśmy to co na rachunku poniżej, odczekaliśmy trzydzieści minut bez dziesięciu sekund (mierzone stoperem) i otrzymaliśmy nasze zamówienia.
- o tych pierogach z bryndzą co jakiś czas zdarza mi się myśleć w Krakowie. W 2017-tym nie byłem szczęśliwy, gdyż kucharz zjarał na wiór to co w tym daniu najlepsze czyli słoninę. Tym razem skwarki były usmażone w punkt – chrupiące i przełamujące się po minimalnym nacisku żuchwy. Ciasto spoko, ale sam farsz dało się wyczuć dopiero po tym jak się próbowało go samego ze środka. Smak samych pierogów nie jest jakiś nadzwyczajny, ale wraz z tłustą śmietaną oraz przezajebistymi skwarkami znikają w oka mgnieniu. Coś mnie do tej potrawy ciągnie i nie zapowiada się, aby to coś szybko wypuściło mnie ze swoich szponów…
- wątróbka wieprzowa zatopiona w dobrym słodkawym sosie oceniona pozytywnie, ziemniaczki opiekane przyrządzone tak jak frytki czyli w głębokim oleju. Teściowa była zadowolona.
- grillowana pierś z kurczaka schowana pod pierzynką z aromatycznego wędzonego sera była całkiem niesucha i dobrze przyprawiona. Dodatkowych walorów smakowych kurze dodawały zielone szparagi oraz szynka.
Po tej wizycie znowu odzyskałem wiarę w Starą Mamę i jej kuchnię. Najważniejsze jest to, że nie zawiodłem się na pierogach. Za rok znowu na nie wrócę!
Update ze stycznia 2017: Pierwsza zmiana która od razu jest widoczna to witająca nas w przedsionku kelnerka – Stara Mama zrobiła się popularna i to obsługa szuka dla nas wolnego stolika – my czekaliśmy na swój około 20 min.
Nasze zamówienia bardzo przypominały te co ostatnio. Trzy zupy na start. Wśród nich fasolowa (która smakowała identycznie jak rok temu), rosół i flaki. Wspólnym mianownikiem była ich temperatura – tak jak w styczniu 2016 były ledwo ciepłe! What the fuck? Czy tak trudno jest podać gorącą zupę?
W smaku najlepsze były flaczki, później fasolowa, a na końcu uplasował się cienki i słabo przyprawiony rosół.
Dwa z trzech drugich dań, bardzo dobrze pamiętałem z wizyty wcześniejszej i przykro mi to pisać, ale było gorzej.
- Pierogi z bryndzą o których zdarzało mi się myśleć od czasu do czasu były dalej smaczne, ale skwarki ze słoniny dużo gorsze – twarde, niektóre spalone.
- Knedliki z wieprzowiną takie same jak rok temu.
- Chrupiąca panierka ukrywała smaczny smażony ser zamówiony wraz z frytkami. Wydaje mi się iż owy słowacki specyfik powinno się podawać z sosem tatarskim lub chociaż majonezem – tego brakowało, znalazły się tam natomiast surówki. Frytki chyba trochę poleżały na talerzu czekając na towarzystwo sera, bo przyszły ledwo ciepłe.
Mam wrażenie, że popularność Starej Mamie zaszkodziła. Obsługa dalej jest miła, ale nie za bardzo im się spieszy. O rachunek trzeba się upominać, później czekać na zabranie kasy i znowu na resztę.
Czegoś innego się spodziewałem i tym samym obniżam punktację smaku i obsługi. Finalnie leki zawód.
4h jazdy na snowboardzie to około tysiąca spalonych kalorii. Człowiek po takim wysiłku jest głodny jak wilk i już po zejściu ze stoku zaczyna się rozglądać za czymś do jedzenia. Nie inaczej było i w śnieżny dzień stycznia 2016.
Wybór padł na restaurację Stara Mama, która znajduje się przy samej stacji PKP w odległości 3 minut od pensjonatu Slalom (nocleg 50 Euro/nocka za pokój 2os.)
W środku jest kilka pomieszczeń, prawie wszystkie stoliki były zajęte albo z kartkami „rezerwacja”, udało nam się jednak znaleźć ostatni wolny stolik.
Styl jak w domu u babci. Dużo drewna, na ścianach sporo ręcznie dzierganych haftów z ciekawymi przesłaniami. Bardzo ciepło i przytulnie.
Pani kelnerka szybko nas zarejestrowała i błyskawicznie podała sporej wielkości karty. Przystawki, zupy, dania główne jarskie i mięsne – duży wybór – ciężkie decyzje.
Na start zamówiliśmy zupy: fasolową i pomidorową. Około 5 Euro za dwie. Pojawiły się bardzo szybko. Moja fasolowa bardzo, ale to bardzo treściwa. Kawałki boczku i czerwona fasola nie były tam dodatkami – one stanowiły tam większość. Zupa była bardzo smaczna, aromatyczna i naprawdę sycąca – jak dla mnie mogłaby być troszkę bardziej gorąca.
O pomidorowej niestety nie wypowiem się już tak pozytywnie. Podana wraz z delikatnymi prawdopodobnie wyrabianymi na miejscu kluskami, bardzo słodka i pachnąca goździkami. Nie do końca podeszła nam ta wersja. Aha i też była tylko ciepła.
Obydwie polewki podane w sporej wielkości naczyniach wypełnionych po same brzegi. Do zup dostaliśmy chyba z pół chleba.
Drugie, typowe słowackie, dania:
- Knedliczki z kapustą kiszoną (oczywiście na gorąco) i duszoną (a może pieczoną) wieprzowiną (6,5 Euro). Porcja naprawdę sporych rozmiarów. Kapusta bardzo kwaśna, wieprzowina soczysta i tłusta po bokach, smak knedliczków ciężko mi opisać. Jak ktoś jadł to wie, jak nie, niech spróbuje. Całość ciężkostrawna, ale bardzo dobra.
- Pierogi z bryndzą ze śmietaną i słoniną. Ciasto lekko twardawe, ale samo w sobie bardzo smaczne. Farsz delikatny w konsystencji z wyczuwalnym serem. Słonina zrobiona po mistrzowsku. Podczas każdego gryza chrupała, a wraz z cebulą dymką oraz śmietaną smakowała po prostu wybornie. Nie potrafię zapomnieć tego smaku i bankowo przy kolejnej okazji zamówię je jeszcze raz. Polecam.
W trakcie wizyty, kelnerka była miła, uśmiechnięta i szybka w działaniu.
Na zupy, drugie dania, piwo i prawdziwy sok truskawkowy wydaliśmy 20 Euro. Jakość i wielkość porcji otrzymana za tą kwotę była zdecydowanie ponad średnią. Wrócę na pewno.
P.S. Trochę miejsc z jedzeniem po słowackiej stronie już odwiedziliśmy. Po kliknięciu tutaj wyświetlą się wszystkie posty z tamtejszych rejonów.
OCENY:
lokal / wystrój 4,5
wielkość porcji 3,5
smak 4 3,5
obsługa 4 3,5
cena / jakość 4 3,5
SUMA 20 18,5 (tutaj sprawdzisz co się składa na oceny)
Polub bezfarmazonu na facebooku aby być na bieżąco z nowymi postami.
W tej restauracji jedliśmy kilka razy i zawsze było świetnie, ale też zawsze wpadliśmy po nartach w dni mniej oblężone. Ja polecam mięso w panierce z placka ziemniaczanego oraz piersi z kurczaka w cieście.
Co do panierowanego sera to zawsze jest idealny – sos tatarski jest w opcji dodatków 😜
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie